- Zazwyczaj książki czytam tylko raz, choć i od tej reguły są wyjątki. Kilkakrotnie czytałem Millenium (za każdym razem z dużą przyjemnością), wróciła też do mnie saga Sapkowskiego, wrócił Marsjanin... Mam wrażenie, że nie ma jednej zasady określającej, po którą książkę sięgnę ponownie. To musi być mieszanka „przyjemności wynikającej z czytania”, połączona z przekonaniem, że jest w tej książce jakaś wartość. Czasem ciekawość, czy przy drugim czytaniu odkryję tam coś jeszcze. Tak, ponowne czytanie książek potrafi zaskoczyć.
- W tym tygodniu zrobiłem sobie powtórkę z Mleka i Miodu, czyli debiutancki tomik wierszy Rupi Kaur. I po pierwsze, niezmiennie gorąco polecam sięgnięcie po ten tomik, a po drugie... choć czytałem go już wielokrotnie (bo to i dość szybka lektura), tym razem wydał mi się... dużo bardziej wytrawny i ciut mniej optymistyczny, niż go zapamiętałem. Rupi nie bierze jeńców.
- Inna rzecz, czytając jej poezję i wczytując z niej jej historię i doświadczenia, byłem przekonany, że Rupi jest panią pewnie 40+. O jakże się zdziwiłem, że to dziewczę urodzone w latach 90. O.o; Co nawet ciekawsze, choć „znamy” się od ponad dwóch lat, nigdy jej nie widziałem, nigdy jej nie słyszałem. A tu proszę - można ją zobaczyć o Jimmiego Fallona:
- Inna rzecz jeśli chodzi o książki, sam jestem ciekaw, ile z nich zapamiętuję. Tzn sądząc po tym jak często zdarza mi się używać zwrotu „czytałem ostatnio w takiej jednej książce”, to chyba nie ma tu dramatu, ale... Pytanie na ile mogę się tak na swojej pamięci bezkarnie opierać... tym bardziej że nasza pamięć bywa bardzo przewrotnie ułomna.
Póki co, najlepszym jedynym sposobem jaki stosuję, jest od czasu do czasu robienie notatek i zaznaczanie „highlitów” i dzielenie się nimi w tygodniówce, zapisywanie ich także w odpowiednich miejscach. Ale to ułomne (tym bardziej, że jak już coś napiszę, rzadko kiedy do tego wracam). Tak, dostrzegam tu pewną systemową niedoskonałość. Bartek (tym razem dla odmiany nie Pucek) zachęca mnie to stosowania Zettelkasten... dotychczas się jeszcze nie zdołałem przekonać.
- Lubię nowe początki. Nadmieniam o tym nie dlatego, że zbliża się początek roku (i że warto pomyśleć o planowaniu siebie na kolejne 12 miesięcy), ale dlatego, że... próbuję czegoś nowego.
Wszystko zaczęło się od potrzeby zawodowej, w ramach, której potrzebowałem sprawdzić jakie są w Polsce dostępne usługi subskrypcyjne (a raczej czy konkretny produkt jest w subskrypcji dostępny). Od tego już było o krok od sprawdzenia co też się kryje pod domeną subskrypcje.pl i przekonania się, że to domena wystawiona na sprzedaż. Zanotowałem, zapomniałem, poszedłem robić swoje.
Pewnie ze dwa dni później, temat wrócił, bo pomyślałem sobie, że chyba mam pomysł na te rzeczone subskrypcje.pl; Że widzę jakie treści można tam zamieszczać (przegląd dostępnych usług zarówno dla klientów końcowych, dla klientów biznesowych), że widzę - gdyby to miało się udać - na czym ten serwis mógłby zarabiać i że wiem, jakie koszty muszę ponieść.
Jeszcze tego samego dnia byłem właścicielem domeny, nowego serwera, postawiłem znowu wordpressa…
Trochę zaskakujące było to (także dla mnie samego), że od pomysłu „wiem co z tym zrobić” do momentu „ok, kupujemy i działamy” minęło mniej niż 12h. A po kolejnych kilku, już mam jak zamieszczać tam treści (teraz „tylko” treści brakuje). Tak, to znowu ten moment kiedy boję się swoich pomysłów.
Uznałem, że w najgorszym razie będę miał kolejny temat i pretekst do dodania trochę treści na niecodziennego. - Trzy uwagi do tego mojego podejścia, bo mam wątpliwości (tak, ja zawsze mam wątpliwości):
Primo - czy powinienem o tym pisać, zanim cokolwiek tam zrobię? Czyli jak duża jest szansa, że to słomiany zapał i mi to spali na panewce... Może lepiej przygotować wersję alfa alfa alfa i dopiero potem pokazywać ją światu. No cóż, pokazuję ją Tobie, bo jesteś w moim cokolwiek bliższym kręgu, oraz zaspokajam też w ten sposób swoją potrzebę opowiedzenia o tym, przemyślenia tego. I tak, to jest równocześnie zaproszenie - jeśli masz tu coś do dopowiedzenia - jestem więcej niż ciekaw tego, co myślisz. Bądź moją zewnętrzną konsultantką / zewnętrznym konsultantem.
Secundo, czyli po drugiej primo - czy nie boję się, że spalę ten pomysł dla siebie dzieląc się nim ze światem. Hmm... Świat pełen jest dobrych pomysłów, ale liczą się tylko te zrealizowane. Jeśli ktoś już to robi, albo zrobi to lepiej, albo zrobi to szybciej... Oczywiście że może, oczywiście że ma do tego prawo. Ale myślę sobie, że ludzie, którzy chcą i potrafią realizować takie rzeczy, mają za dużo swoich dobrych pomysłów, żeby chcieć podbierać mi akurat mój.
Tertio - Czy ja to aby na pewno przemyślałem? Czy dobrze oceniłem potencjał (czy go w ogóle oceniałem), czy wysokość inwestycji jest tego warta? A może działając tak szybko i tak na „jeźdźca bez głowy” nie wydałem głupio pieniędzy. To bardzo, bardzo prawdopodobne. Jedyne co mogę powiedzieć - to chyba mnie w tym momencie akurat na taki wydatek było stać. W najgorszym razie, przepaliłem trochę pieniędzy. O jej... dobrze być w tym miejscu głową (choć widzę też niebezpieczeństwo takiego wydawania większej części moich zasobów i to by już było głupie, więc wąż w kieszeni zaciąga ręczny hamulec). - Marzy mi się, aby z Subskrypcje.pl (obiecuje, to już ostatni raz o tym wspominam) poszło w ślady „Okna Johari” czy „Jaki Wynik” czyli bytów, które przeszły / przechodzą próbę czasu i są ludzie, którzy z nich korzystają.
Nie mówiłem Ci o tym, ale z Okna Johari skorzystało już ponad blisko 200 osób, z których ponad 150 jest dla mnie totalnie anonimowymi. I nie chodzi mi o to, że te 200 osób wypełniło czyjeś okno. Chodzi mi o to, że jest założonych blisko 200 okien. To może być też sygnał, żeby ten skrypt jeszcze trochę dopieścić...
Chciałbym żeby moje właśnie poczęte internetowe dziecko poszło tą ścieżką. To co mi się w tym pomyśle podoba najbardziej, że to może być serwis o bardzo konkretnym (choć szerokim) profilu. Mogę w jednym zdaniu powiedzieć, jakie treści tam się będą znajdować. Mogę powiedzieć - wejdź tam, jeśli chcesz poznać dostępne usługi oparte o subskrypcje i wybierz tę, która odpowiada Ci najbardziej. Tego w przypadku niecodziennego stosować nie mogę. Bo pewną reklamą niecodziennego może być - chodź na mój serwis aby poznać... mnie. Tylko póki co mało jeszcze kogo interesuje co Wit sobie myśli. Ciebie interesuje, więc... witaj w elicie.
A nowe dziecko to także okazja do tego, aby pouczyć się mechanizmów SEO. - Robiąc podstawowe rozpoznanie sprawdzałem też inne bliskie tego modelu domeny (bo słowo "subskrypcje" wydaje mi się trudne do wymówienia... nawet jeśli uważam to za dobry key word). subskrypcje.com wykupiłem na rok za 60 złotych
sybskrybuj.pl jest dostępne za... echem... 4900000 euro. Tak, dobrze czytasz, blisko pięć milionów Euro (za domenę bez historii i bez ruchu) Jakby ktoś był zainteresowany, to taniej swoją sprzedam 😉
subskrypcja.pl - jest w użyciu, a jej właściciel jest otwarty na sprzedaż za 30 tysięcy złotych (nie mój próg wejściowy).
Także... mam cichą nadzieję, że nawet gdybym z domeną robił nic, to jej wartość poniżej poziomu, za który ją kupiłem nie spadnie. Mam też nadzieję, że nie będę jej sprzedawał. - W tym tygodniu odbyło się w końcu wspominane szkolenie z „Digitalu i ecommerce’u” do którego się szykowałem czas już jakiś. Napotkałem przy nim pewne małą trudność związaną z wideokonferencjami.
O ile bowiem można całkiem swobodnie transmitować głos i obraz, to trudniej (z jakiegoś powodu) jest płynnie transmitować nagranie wideo, o nagraniu wideo z dźwiękiem nie wspominając. Może Zoom to potrafi, Skajpajowi idzie z tym średnio, Teams na Macu tego nie potrafią (bo potrzeba jest przepiąć źródło dźwięku). Rozwiązanie, które znalazłem, to było... streamowanie via YouTube treści przygotowywanej w aplikacji mmhmm.app. W mmhmm.app połączyłem mikrofon zewnętrzny, kamerkę z iPada (za pomocą Camo, bo trochę lepsza jakość) i dodałem osobno slajdy z materiałami wideo i.. choć wyglądało to dziwnie:
To naprawdę działało: przynajmniej na etapie testowania:
Jak przyszło co do czego, to okazało się że robią się jakieś dziwne lagi... i cały misterny plan skończył się na niedoskonałościach i prezentowaniu w teamsach. #smuteczek. A taki chciałem być internetowy.
- Jakoś tak się składa, że w konsekwencji działań zawodowych oswajam się z serwisem Głównego urzędu statystycznego. A ponieważ lubię cyferki rozmaite, od czasu do czasu lubię też sobie jakiś wykresik machnąć. Na przykład taki:
Powinienem się nauczyć wykresy od razu pospisywać, żeby się potem nie musieć tłumaczyć, ale najgorsze w nim jest to, że chyba możesz się domyślić, co na tym wykresie jest. Nie chcę z tego robić zagadki, więc od razu dopowiadam.
To wykres liczby zgonów w Polsce w kolejnych tygodniach.
Każda seria (każda linia) to osobny rok. Pogrubione jest średnia z lat 2015-2019 oraz rok 2020. Jedynym słowem który ciśnie mi się na usta, jest chyba ulubiony przecinek Polaków.
- Podrzucę też jeszcze film, który Tomasz Sekielski zrobił dla Onetu. „Rok we mgle”.
Strasznie smutne jest to, że jedyne co potrzebował zrobić autor to otworzyć kalendarz i data po dacie pokazywać, co mówili politycy i zderzać to potem z rzeczywistością. Moim zdaniem, w blisko godzinnej pigułce jest to mocno niewygodna rzecz. I narastające przekonanie, że wielu tematów nawet nie liźnięto. link a teraz popatrz proszę raz jeszcze na wykres, który wrzuciłem wcześniej.
- Czasem jest tak, że musisz coś załatwić z urzędem. Czasem masz jakiś wniosek, albo potrzebujesz zaświadczenie. Czasem chcesz to zrobić przez Internet. Wtedy zwykle chcą, żebyś założył sobie konto, a kiedy zrobisz to czego chcą, piszą do Ciebie tak:
Nie ma to tamto. Spisałem się świetnie, jestem zwycięzcą.
- Zdaję sobie sprawę z tego, jak wielką moc ma muzyka. Jak bardzo potrafi nas uspokoić, rozluźnić. Dobrze się przy niej biega, dobrze się przy niej ćwiczy. Albo chodzi, jak...
a, swoją drogą, ktoś powinien zrobić narzędzie do mapowania publicznych playlist ze spotify na Apple Music.
- Skoro muzyka, to dźwięk. Skoro dźwięk, to proszę bardzo ASMR, czyli (za wikipedią) zjawisko przyjemnego mrowienia w okolicach głowy, szyi i innych obszarach ludzkiego ciała. To zjawisko można wywoływać rozmaitymi bodźcami (wizualne, dotykowe, zapachowe, ale także dźwiękowe), i generalnie chodzi o to, co robi nam dobrze.
No więc tu pan robi nam dobrze przez uszy czekoladą.
Ja nie wiem co ja o tym myślę.
Dla równowagi (bo po tej ilości czekolady czuję się zasłodzony strasznie) pani, która robi dobrze przez uszy jedząc korniszony.
Jakim sposobem ten materiał ma 35 milionów odtwo... odsłuchań?
- W jakiś magiczny sposób wylądowaliśmy niebezpiecznie blisko pornfoodu. I to podprowadzenie było od zaskakująco dziwnej strony. Więc... pozostając w tym klimacie, porozmawiajmy... o majonezie. Jak to jest, że łącząc płynne z płynnym osiągamy coś, co pozwala wbić w to nóż i ten nóż w tym, za przeproszeniem, stanie.
Mało tego, że nóż w tym staje, to jeszcze całkiem nieźle smakuje. Pomijam wątek kalorii w tym przypadku... no dobra, może i pomijam, ale sprawdzam. Majonez ma 680kcal w 100g. Nutella ma około 550.
Majonezie, Ty przebiegła bestio...
- Hipnotyzujące i niespodziewanie interesujące było dla mnie dowiedzenie się, jak wyglądała kontrola jakości i ostatnie poprawki na „taśmie” produkcyjnej Trabanta..
Przy okazji, jak się dowiadujemy w opisie, przez 34 lata wyprodukowano 3 miliony trabantów (w zdecydowanej większości (2,8mln) był to model - tak! Trabant występuje w czterech wersjach - P601, a średni czas oczekiwania na „swoje 4 kółka” wynosił 15 lat. A jeszcze w 2017 roku w Niemczech było zarejestrowanych powyżej 30 tysięcy tych samochodów. Dla porównania, Opel tylko w 2016 roku wypuścił 1,2 mln pojazdów.
- Skoro jesteśmy przy produkcji, to gorąca prośba o przeczytanie następnego zdania bardzo powoli i bardzo ostrożnie.
W ciągu tygodnia ludzkość produkuje tyle „rzeczy”, że ich masa jest równoważna uśrednionej masie całej żyjącej ludzkości.
Jeszcze raz.
Rzeczy, które produkujemy co tydzień, ważą tyle, ile waży cała żyjąca obecnie ludzkość.
Plastiku mamy wyprodukowanego tyle, ile ważą wszystko wodne i lądowe zwierzęta.
To co jako ludzkość stworzyliśmy jest cięższe od całej biomasy ziemi. Mamy rozmach - Mniej więcej połowa tego, cośmy stworzyli, to beton. Ludzkość z betonu. Źródło: https://www.scientificamerican.com/article/human-made-stuff-now-outweighs-all-life-on-earth/
- A że czasem produkujemy głupie rzeczy... jak na przykład bardzo ekskluzywny telefon iPhone 12 w obudowę którego wmontowano fragment oryginalnego golfa Steve’a Jobsa.
Bardzo bym chciał, ale nie, nie zmyśliłem tego.
Naprawdę się dziwimy, że kilkaset lat temu ludzkość śliniła się na myśl o relikwiach?
- Ta cała ludzkość... Bo zawsze mi się wydawało, że my tu jesteśmy od hohoho i to o czym się uczyliśmy na lekcjach historii to było bóg wie jak dawno temu. Tzn nie bóg, tylko pan / pani od historii.
Czytając sapiens wiemy, że tak w zasadzie to Homo Sapiens zaczął swój podbój świata jakieś 70 tysięcy lat temu, czyli - musimy mu to oddać, dość dawno temu. Nie tak dawno jak świat czy dinozaury, ale co do zasady dawno temu (35 razy tyle ile od nas do narodzin Chrystusa - co też jest ciekawe, że jednak Boże Narodzenie wygrywa z Wielkanocą przynajmniej w kategorii „datowanie kalendarza”).
Ad rem Wicie, bo pojechałeś w dygresję.
No więc ta ludzkość, to... jeśli przyjąć że na sto lat mamy cztery pokolenia (a już niedługo pewnie trochę bardziej trzy), to w zasadzie nie jest tak wiele pokoleń... Ciekawe jak wyglądał świat, w którym żył dziadek dziadka mojego dziadka to było... Jakieś 210 lat temu. Czyli jesteśmy na początku XIX wieku. Ujarzmiamy światło gazowe i elektryczne, zrobione pierwsze zdjęcie (i to chyba nie był selfiak), tworzymy (znaczy my ludzkość) mikrofon, telegraf i lodówkę. W Polsce mamy zabory, trzy powstania, księstwo, nadzieje związane z Napoleonem. A to wszystko mógł oglądać / poznawać właśnie dziadek, dziadka mojego dziadka.
Ciekawe jak będzie wyglądała rzeczywistość wnuka wnuka mojego wnuka. - Zanim wybieganiemy tak daleko w przyszłość, popatrzmy na najnowszy pomysł ludzkości - notowanie na giełdzie kontraktów na wodę. Nie całkiem jestem pewien, czy mi się to podoba. Bo o ile wyobrażam sobie ludzkość bez ropy naftowej, to trudno mi sobie wyobrazić ludzkość bez wody, a skoro zaczynamy na niej zarabiać, to możemy zacząć nią spekulować. Możemy też uznać, że ona wcale nie musi być dobrem powszechnym. Dziwne to jakieś takie... Choć może nam też uświadomić wartość wody właśnie...
- Wspominałem o tym, że mam nowe podejście do Facebooka - daję sobie prawo tam wejść, nie daję sobie prawa do scrollowania. Czy raczej bardziej się pilnuję przy scrollowaniu i upominam się, aby tego nie robić. To co mnie zaskoczyło, to zdjęcie / reklama, którą mi FB w neswfeedzie zaproponował
Wiesz co w tym zdjęciu jest dla mnie najbardziej zaskakującego? Że tej tygodniówki nie było na FB. Nie linkowałem jej, nie udostępniałem, a chłopaki, dziewczyny i algorytmy od Zuckerberga i tak wiedzą co i jak. Permanentna inwigilacja. Chyba nie ominą Was regulacje.
- Tygodniówka ostatnio jest bardziej niedzielna, niż piątkowa - wybacz. To nie jest zaplanowane. Równocześnie brakuje mi słów żeby wyrazić wdzięczność wobec czytelników, którzy wiadomość wysyłaną w niedzielny wieczór otwierają jeszcze przed północą, a tak robi ponad 40% spośród tych, do których tygodniówkę wysyłam.
Rośnie we mnie przekonanie, że powinienem tego użyć w jakiś sprytny sposób zachęcając innych do zapisu. Tylko że o ile te 40% robi wrażenie na marketerach (którzy wiedzą jak dobry to jest wynik) o tyle dla zwykłego Kowalskiego to będzie po prostu jakaś liczba i niedowierzanie - to co, ponad połowa czytelników ma Cię w nosie? Pewnie lepszą opcją byłoby dać tam jakiś „ludzki argument”. Tylko jaki...
Może najlepiej by było zapytać czytelnika - dlaczego czytasz Tygodniówkę? To pytanie do Ciebie, skoro czytasz ten 24 punkt, to znaczy że coś Ciebie i Twoją uwagę tu trzyma. Więc... powiedz mi proszę, dlaczego czytasz Tygodniówkę? Będę zobowiązany za przyzwolenie mi użycia Twojego zdania razem z Twoim imieniem.
W tym tygodniu miała też nastąpić zmiana techniczna (której mam nadzieję, nie odczujesz). Przenoszę się od MailerLite do GetReponse, ponieważ mam prawo przypuszczać, że są skrzynki / domeny, na które wiadomości z MailerLite nie dochodzą (w szczególności o2, choć był czas kiedy to dotykało Gmaila). A jedyne co MailerLite powiedział po zwróceniu im na to uwagi było „Dziwne, u nas działa, nie widzimy problemu”.
No cóż.. ja za to wiem, że niektórzy subskry... zapisani na Tygodniówkę nie widzieli tygodniówki. Ponieważ problem się utrzymuje, przyszła pora na zmianę.
Choć skłonny byłem to zrobić na wariackich papierach i bez testów, to zlekceważyłem siłę przyzwyczajenia, i to co w MailerLite umiem zrobić, w GetResponse wydaje się nie do realizacji i dziś temu nie podołam. Mam nadzieję, że uda się to zrobić za tydzień.
To już koniec #49 tygodniówki. i to ten moment, w którym prawdziwie wytrwałych (a wciąż ciekawych) mogę zachęcić do przeglądnięcia wcześniejszych wydań tygodniówki.
Ilustracją wpisu jest zdjęcie autorstwa Danielle MacInnes z serwisu Unsplash
Z zupełnie innej beczki
Od jakiegoś czasu jestem zafascynowany tematem subskrypcji. Tego, jak wiele ich jest w naszej rzeczywistości i że możemy się na nie natknąć w absolutnie każdym aspekcie naszego codziennego i niecodziennego (sic!) życia. Dlatego rozwijam serwis Subskrypcje.pl, a na nich staram się, między innymi, zaprezentować rozmaite usługi subskrypcyjne, ale też podpowiedzieć, jakie stosować zasady, aby mądrzej zarządzać swoimi subskrypcjami, aby nas nie zjadły, a kiedy już spróbują, to podpowiadam gdzie można wytropić swoje subskrypcje.
Czytam bo jest ciekawa. Różnorodna. Piszesz o wielu sprawach, o których nie mam pojęcia. Nie słyszałam, nie doczytałam. Poruszasz tematy, do których nie dotarłam, a są warte uwagi. Dodatkowy smaczek to przerywniki w postaci filmików, często bardzo zabawnych. Dziś jak nigdy przedtem potrzeba takich wstawek. Podsumowując, bo ja również lubię się rozpisywać 🙂 informuje, uczy, bawi. Daje namiastkę konserwacji z autorem. You are doing a great job here bro!
Konwersacji z autorem, nie konserwacji