Pamiętam, jak kilka lat temu w korporacyjnym sklepiku dokonywałem jednej ze swoich pierwszych płatności kartą zbliżeniową. Zakup nie był duży, pewnie bułka (raczej dwie), sok pomarańczowy i pastella z suszonych pomidorów. Lata mijają a zestaw wciąż ten sam… jedyne co się zmieniło, to napój mleczno-kawowy (latte) został zastąpiony espresso. Podszedłem do kasy, wyjąłem kartę, zbliżyłem, piknęło, zakup dokonany. Ale że już? Już. No tak to działa.
Pamiętam, że coś mi wtedy zazgrzytało. Wydało mi się to wręcz zbyt proste, aby mogło być prawdziwe. Zbyt łatwe. Proces płatności sprowadził się do prostego piiiiik; Jakie to fajne, jakie to przyjemne, jakie to… trudne do ogarnięcia moim małym rozumkiem. I wydaje mi się, że niesie to za sobą, dość poważne konsekwencje.
Wyznanie krakowskiego centusia
Muszę się do czegoś przyznać, nie wiem, jak dalece to jest powszechne, jak bardzo normalne, ale wiem ile mam pieniędzy. W zasadzie zawsze. Nie, nie co do złotówki, ale z dokładnością do 100 złotych jestem w stanie powiedzieć ile w danym momencie mam pieniędzy na którym koncie, ile na karcie podarunkowej i ile w portfelu. To z kolei utrudnia odnajdywanie zaskórniaków;-). Po co mi to? Nie wiem. Pieniądze nie są dla mnie najważniejszą wartością, są pewnym środkiem. Są swoistego rodzaju zabezpieczeniem, przed przyszłością.
Skąd więc wiem, jakie mam środki do dyspozycji? Jedną z rzeczy, która jest dla mnie ważna, kiedy oceniam ofertę banków, jest możliwość bycia poinformowanym o przeprowadzonej transakcji, zaraz po tym, jak tę transakcję zrobię. Po co? To jest po części zabezpieczenie przed kradzieżą (jeśli dostanę powiadomienie o płatności, której nie zlecałem, to oznacza, że ktoś się moimi pieniędzmi posługuje). I te powiadomienia ułatwiają mi też ogarniać właśnie stan konta. To ma też swoje blaski, bo pewnie o kilka razy zbyt często ten temat się przez moją głowę przewija i zajmuje za dużo pamięci operacyjnej;-)
Z drugiej strony, gdybym tych powiadomień nie miał, nie wiem, czy byłbym w stanie kontrolować swoje wydatki, a i tak mam ten komfort, że zwykle nie wydaje wszystkiego, co mam. Na to mają wpływ trochę moje zainteresowania, czytane książki, poszukiwania pomysłów na oszczędzanie. Nie wiem tylko, jak bardzo taka kontrola jest oczywista. W jakim stopniu każdemu potrzebna i na ile płatności, które można realizować na „piiiiiiik”, są w tym wszystkim korzystne.
Gotówka a pieniądz wirtualny
Nie jestem pewien, nie pamiętam dobrze, ale mam wrażenie, że są badania, które udowadniają, że wyjmowanie pieniędzy z portfela mamy zakonotowane blisko fizycznego bólu. Poza tym to był dłuższy proces, wydać mogliśmy tylko to, co mamy w portfelu i było to łatwiejsze dla naszego umysłu do ogarnięcia. Fizyczność + cyferki + ogarnialność – wszystko to eliminuje karta.
Pieniądz wirtualny ułatwia też życie kasjerów, osób, które zarządzają biznesem, a także skarbówce. Jest łatwiejszy w obsłudze, nie potrzebuje fizycznego przechowywania, mniej jest sposobów na to, aby go ukraść z bronią w ręku, łatwiej też śledzić wszystkie transakcje, które zostawiają po sobie cyfrowy ślad. Wirtualnych pieniędzy nie sposób „podebrać” z kasy, trudniej też fałszywką zapłacić. Może też się okazać, że takie płatności są bardziej higieniczne, bo macamy tylko swoją kartę, a nie wszystkie banknoty, które nie wiadomo w czyjej kieszeni wcześniej były. Szkoda tylko, że wiąże się to z całkowitym oderwaniem od tego, co dla naszego umysłu zrozumiałe.
A to nie koniec „ułatwień”. Już niedługo czeka nas płacenie telefonem i wyeliminowanie plastiku. A są już takie miejsca (parki rozrywki), które przechodzą na własne waluty i rozliczenia zbliżeniowe dzięki opaskom. Całkowite oderwanie od fizyczności, tylko ewentualnie ciążyć potem może ciut puste konto lub wręcz debet, bo przecież opaska i wirtualna waluta z czegoś musi być zasilana. Nam jedynie trudniej zrozumieć i policzyć ile co kosztuje, kiedy jest w innej walucie. Nasz umysł pracuje w złotówkach i nawet jeśli mniej więcej radzimy sobie z Euro, o tyle przejście na czeskie korony, węgierskie forinty lub bardziej egzotyczne waluty stanowi już problem. Przypuszczam, że na tym właśnie zależy operatorom, bo kiedy my tracimy kontrolę, oni zarabiają. A jak do tego jeszcze wejdzie debet albo kredyt, to dopiero wtedy jest smacznie.
Uroki płacenia gotówką
Swoją drogą, korzystanie z wirtualnych pieniędzy ma być nie tylko łatwe, ma być także przyjemne. Jak przypomina Martin Lindstrom w Brandwashed, Visa reklamowała płatności zbliżeniowe, pokazując, jak bardzo czyni to świat piękniejszym. Im więcej osób płaci przez „piiiiiiik”, tym świat jest bardziej kolorowy. Potem przychodzi jakiś nudziarz i chce płacić, o fuj, gotówką.
[youtube https://www.youtube.com/watch?v=P4ErJi8JPdI]
Zresztą, powiedzcie sami – kiedy ostatnio płaciliście za coś gotówką? I jaka część waszych płatności odbywa się z pomocą banknotów i monet? My to jeszcze nic, mamy pewne doświadczenie z papierkami. A nasze dzieci? Jak one to będą ogarniać? Jak ich tego uczyć?
Obejrzyjcie:
[youtube https://www.youtube.com/watch?v=_VB39Jo8mAQ]
Z zupełnie innej beczki
Od jakiegoś czasu jestem zafascynowany tematem subskrypcji. Tego, jak wiele ich jest w naszej rzeczywistości i że możemy się na nie natknąć w absolutnie każdym aspekcie naszego codziennego i niecodziennego (sic!) życia. Dlatego rozwijam serwis Subskrypcje.pl, a na nich staram się, między innymi, zaprezentować rozmaite usługi subskrypcyjne, ale też podpowiedzieć, jakie stosować zasady, aby mądrzej zarządzać swoimi subskrypcjami, aby nas nie zjadły, a kiedy już spróbują, to podpowiadam gdzie można wytropić swoje subskrypcje.