1. Lubię iluzje. Wszelakie. Optyczne, dźwiękowe, karciane. Z wypiekami na twarzy oglądałem za małolata Copperfielda, zachwyca mnie - o czym pisałem - Lennart Green. Niejednokrotnie z opadniętą szczęką zostawił mnie Derren Brown (choć jemu czasem pomagały nie tyle zabiegi telewizyjne, ile odpowiedni dobór materiałów, które ostatecznie w telewizji się pojawiły). Jestem często zauroczony tym, co jest pokazywane w "Fool Us". Uwielbiam iluzje oparte o sprawność rąk czy błyskotliwość umysłu. Trochę mniej lubię te "spektakularne" ze znikającymi samolotami, statuami czy wolnościami obywatelskimi. Lubię iluzjonistów. Niektórzy nawet sprawili, że zacząłem inaczej jeść (ciągle mało mądrze) i że zacząłem brać zimne prysznice. Tak... Lubię iluzjonistów. Ale im więcej ich znam, tym bardziej jestem wybredny. I jakoś nigdy nie było mi po drodze z Davidem Blaine'm.
  2. To wrażenie "lubię / nie lubię" jest często bardzo mocne, choć często oparte wyłącznie na pierwszym wrażeniu. Nie na wiedzy, nie na doświadczeniu, tylko na rzucie okiem i takim "meh, mnie to nie bardzo wzrusza". Czytając Kahnemana (a jakże), ale też Gladwella (Blink), czy nawet ostatnio Wansika, pozwalam sobie na tezę, że wszyscy tak mamy. Świadomie lub nie, pozwalamy by nasze pierwsze odczucia kierowały naszymi decyzjami. W rzeczach małych i dużych. A potem od czasu do czasu zdarza się nam pewne rzeczy zobaczyć, zrozumieć i... troszkę zmienić zdanie.
  3. Często w grę wchodzi przypadek. Siegniesz nie po tę ksiażkę co trzeba, posłuchasz nie tego co trzeba podcastu i... jesteś ugotowany. Ja zupełnie przypadkiem sięgnąłem po tę rozmowę Joe Rogana z Blainem:
  1. I gość w moich oczach rośnie i staje się ciekawy. Nie dlatego że nagle jego iluzje są ciekawsze, ale dlatego, że pokazuje jak wiele z jego występów, nie jest iluzją, ale są pokazem siły woli i wytrzymałości ciała. I przykładem tego, jak wiele rzeczy można wyćwiczyć. Do jak ekstremalnych granic można się zbliżyć i bezpiecznie z nich wrócić.
  2. Bo ciało potrafi robić takie rzeczy, że zbieram szczękę z podłogi. Tylko trzeba być go świadomym.
https://www.facebook.com/Qaswart.El.Aikido/videos/2092798847682359/
  1. A tu możecie zobaczyć to, o czym opowiada u Rogana w realizacji.

Bo okazuje się, że to wcale nie był przypadek, że tę rozmowę zobaczyłem. Tzn jakiś marketer uznał, że każdy występ potrzebuje promocji, więc trzeba zrobić tour i się pokazać, aby ludzie mogli zobaczyć i być zaciekawieni tym, co zamierzamy dla nich przygotować. 

  1. Ten film zobaczyło 10 dotychczas milionów ludzi. I tu dwa spostrzeżenia. Po pierwsze, jak bardzo zblazowanym jesteśmy towarzystwem (my, Homo Sapiens AD 2020), że nie śledzimy tego z wypiekami na twarzach (facet wznosi się na balonach w niebo... niech się przyzna, kto nie miał takiej fantazji za małolata... A my mamy transmisję live z realizacji tego pragnienia, w kolorze, ze zbliżeniami). Taki mamy róg obfitości rzeczy, które walczą o naszą uwagę.
    Po drugie (no nie umiem się powstrzymać od robienia podpunktów) to pokazuje, jak ogromny wynik osiągnęli bracia Sekielscy z oboma filmami dotyczącymi pedofilii w polskim kościele.
  2. Jeśli dobrze pamiętam, pierwszym "celebrytą", z którym miałem taką osobistą voltę był Jim Carrey. Bo Głupi i Głupszy, bo Ace Ventura, bo jakieś absurdalne skecze w SNL i byłem totalnie mu niechętny, ale... potem zrobił Truman Show... A potem zrobił Man on the Moon... a potem zrobił Majestic. I nagle te wszystkie miny przestały mnie drażnić, a zaczynałem widzieć niezwykle plastycznego aktora, który potrafi robić rzeczy, na które nie mogą sobie pozwolić inni (i nie mają też po temu odwagi). A potem Jim zrobił to. I jeśli tego nie znasz, to proszę, poświęć kilka minut na ten film.  
  1. Niezwykłe jest, jak wiele umiejętności mają zdolni ludzie. Jakby nabierali garściami z puli talentów i często sięgali z tak wielu różnych dziedzin. O, taki przykład pod ręką mam.
https://twitter.com/AnthonyHopkins/status/1300106675374833674?s=20
  1. Właściwie to połączmy to, że lubię iluzję z tym, że lubię sobie czasem porysować:
https://www.facebook.com/watch/?v=979521739232870&extid=Rj6TiW1WWZHFV4nP
  1. Trochę w odniesieniu do punktu 7, czyli... Chyba dość rzadko zdajemy sobie z tego sprawę, ale w ogromnym stopniu determinuje nas to, co mamy dostępne pod ręką. I nie chodzi mi teraz o bańki społecznościowe (choć tak, to także ma wpływ), raczej... Jesteśmy przekonani, że nasza wolna wola jest niezagrożona i nic / nikt na nią nie wpływa, a nawet jeśli próbuje, to nie pozwalamy mu, bo jesteśmy od tego mądrzejsi. Cóż. Nie jesteśmy i można na nas wpływać. Poprawka. Jesteśmy pod wpływem. I to zdecydowanie częściej, niż byśmy chcieli.
  2. Czytam teraz "Beztroskie jedzenie", ale nawet kiedy próbuję zdradzać Kahnemana, to on mnie dopada pod inną postacią, w przebraniu albo w cytacie. I tak właśnie czytając o tym dlaczego jemy, to co jemy, okazuje się, że często jemy właśnie to, bo to jest pod ręką. Jakby nie było, to... nic by się nie stało. "Out of sight, out of mind". Czyli po raz kolejny znaczenie ma to, co mamy w zasięgu ręki...
  3. Inna rzecz, ja naprawdę nie mam skrzywienia na punkcie jedzenia. Polecono mi tę książkę, bo opisuje eksperymenty na ludziach, a to mnie interesuje. W efekcie poznaję kolejne metody i podpowiedzi jak jeść mniej. A ja już nie chcę jeść mniej. No chyba, że akurat głoduję. Coraz mocniej dociera do mnie myśl, że może i przez ostatnie dwa lata jem inaczej niż jadłem przez prawie całe swoje życie, ale nadal nie jem mądrze.
  4. Pozostając w temacie dostępności - wpadł mi w ręce artykuł o tym, jak dostępność wiedzy i informacji wpływa na nasze postrzeganie świata i jakie znaczenie ma paywall. Innymi słowy, musimy mieć na uwadze, że fakty są płatne, to fake newsy są za darmo. I to ma swoje wielkie, wielkie, wielkie konsekwencje. Bo często argumenty i dowodzenie, które może obalić szkodliwe społecznie teorie i pomówienia które są dostępne w przestrzeni publicznej, są dostępne wyłącznie dla tych, którzy decydują się płacić abonament. Założenie że prawda się obroni (i samo sfinansuje) jest błędne.
  5. Brakuje nam mechanizmów, które nas przed tym ochronią. To konsekwencje tego, że w ostatniej dekadzie największą wartością jest pieniądz. On rzekomo determinuje wszystko. Ale pieniądz nie jest najważniejszy, to tylko wrażenie czasów, w których przyszło nam żyć. Pieniądz nie był najważniejszy w dziejach ludzkości i myślę, że wcale nie musi być. To przejściowe. Cywilizacja to ogarnie, wolny rynek to ogarnie. Tylko że to przejściowe może potrwać kilka, albo kilkadziesiąt, albo kilkaset lat. My wcale nie musimy tego doczekać.
  6. Ale że takich mechanizmów nigdy nie było? Że to jest nieznane terytorium? 

Genialnie napisane przez Aarona Sorkina.

  1. Myślę, że docieramy do momentu (a może zawsze tak było), w którym masy znowu będą ciemne. Dobra wiadomość jest taka, że to nam (ludzkości) nie przeszkadzało w rozwoju. Potrafiliśmy stawiać i udowadniać bardzo śmiałe teorie (kulistość ziemi, heliocentryczność układu słonecznego), które przeczyły przekonaniu mas i z czasem okazywało się, że to te teorie przetrwały i o nich się uczymy, z nich korzystamy. A nieprzekonane masy musiały z tym żyć. Żal tylko niewykorzystanych szans, zmarnowanego potencjału i czasu. I świadomość wszechotaczającej pełzającej niemądrości (bo nie głupoty). To nie wina mas.
In sight = in mind. 
What you see is all there is. 
Fast news vs paid news.
Fake News > real news. 

Doskonały przepis na katastrofę i robienie przestrzeni dla efektywnej propagandy. Nikt nie ma sił, czasu, wiedzy aby weryfikować informacje, które do niego docierają.

  1. Cholera, mam wrażenie, że o tym pisałem. O tu.
  2. Ten zawód przyszłości... i zaufanie. Wiecie na czym polega zaufanie? Że idziecie do łysego człowieka po poradę co zrobić ze swoimi pieniędzmi i ten człowiek mówi Wam - to jest dobre narzędzie, daj tu swoje pieniądze, będziesz zadowolony. A Ty po godzinie czy 15 minutach wchodzisz w to i dajesz tam swoje pieniądze, choć wiesz, że nie rozpoznałeś tego tak dobrze, jak powinieneś. Więc... tak Michale Szafrański, są twarde dowody mojego zaufania. Jakieś pięć tysięcy dowodów. Na początek.
  3. Ważne dopowiedzenie - zaufałem Michałowi w kwestii polecenia narzędzia, nie efektu, który mogę osiągnąć. Tzn za jego radą stosuję rozwiązanie dla ETF'ów (o których myślałem już czas jakiś), ale nie zakładam, że to cudowna inwestycja i że Michał gwarantuje, że dzięki niej bedę piękny, młody i bogaty. Nic z tych rzeczy. Zaufałem Michałowi, że rozpoznanie które zrobił i oferta którą przedstawił jest warta tego, aby z niej skorzystać.
  4. Out of sight, out of mind. No i tak własnie kończy się... na tym właśnie cierpi moje pisanie dziennika. Z okazji jakichś porządków dziennik trafił w miejsce, w którym go nie widziałem i przestałem pisać. Ale ja chcę... więc teraz robimy eksperyment, i dziennik został wczoraj wyciągnięty, i leży "na widoku". Co prawda wczoraj w nim nic nie napisałem, ale za to czuję z tego powodu pewne wyrzuty i pewną presję, więc.. to działa.
  5. Dwa punkty o głodówkach. Ponieważ je sobie organizuje, to się wypowiem, choć mam pełną świadomość, jak niewiele o tym wiem. I pamiętaj proszę, że to wcale nie jest odpowiedzialna podpowiedź dietetyczna. To się o poradę nawet nie otarło.
  6. Przeniesienie głodówek z piątku na poniedziałek nie spowodowało żadnych perturbacji, nie spowodowało myśli o rezygnacji. Czytałem o korzyściach dla ciała i dla ducha. Tych dla ciała nie umiem wyczuć. Myślę, że przydałyby się jakieś badania kontrolne, żebym się upewnił, że nie robię sobie krzywdy (na 99% nie robię, ale statystyka to suka, a ryzyko 1% sprawia wrażenie większego niż jest nim na prawdę - Kahnemana będę podrzucał także w ten sposób). Korzyści dla ducha, dla skupienia, dla efektywności - nooo... nie wiem. Nie zauważam. 36h post nie sprawia, że mój umysł staje się ostry jak brzytwa. Więc po co to robię? Bo... lubię. Bo to fajne. Bo to inne. Bo to pokazywanie swojemu ciału i swojej głowie - możesz robić dziwne rzeczy. To tak jak z zimnymi prysznicami. Bo mogę.
  7. Wicie... czytałeś o korzyściach dla ciała i ducha i nie przeszło Ci przez myśl, że ta darmowa wiedza może być jedynie kolejną teoryjką, która stoi na równi z płaskoziemcami, covidowym 5g. Kurcze... No przyszło. Muszę poczytać dalej. Poszukać. A na razie eksperyment prowadzę na sobie.
  8. Głodówka od komputera, zaplanowana na niedzielę, ma wadę. Niedziela jest też dniem, w którym dobrze by było podsumować tydzień i posprzątać na komputerze po tygodniu. I trudno to zrobić, jak się nie korzysta z komputera (a korzystanie z tabletu to jednak wytrych, a to nie całkiem o to chodzi). Więc na razie rozwiązanie które rozważam to "bez komputera do zachodu słońca". Sprytnie Wicie, wszak idzie zima. Dlatego... może od sobotniego zmierzchu do niedzielnego zmierzchu... O. Spróbuję.
  9. Tablet. Skoro tablet, to gry. Skoro gry, to manager piłkarski, choć absolutnie się na tym nie znam, nawet jeśli gram w managery rozmaite od lat, wielu, wielu lat, to zawsze mam wrażenie, że robię to źle, że gram źle.
    To trochę tak, jakbym siadał szachów upierał się, że gram w warcaby. Niby podobne, ale są tam pewne drobne różnice.
    Manager piłkarski to dziwna gra ("o... znowu grasz w pasek"), w którą dziwnie gram i choć mam tego świadomość, to ponieważ nie gram w multiplayer, jakoś mniej mnie to boli (choć cały czas czuję, gdyż zawsze samoświadomy Wit). Kiedy gram w tę grę, najczęściej gram Wisłą, bo jednak sentyment pozostał. I nagle w grze pojawia się taki komunikat:

Ktoś się grubo pomylił.

  1. Ale to jeszcze nic. Kilkanaście / kilkadziesiąt minut później pojawia się ten komunikat

i to jest ten moment, w którym cały na biało wjeżdża mój imposter syndrome, stwierdzajac "ooo.. ktoś popsuł algorytmy". No rejczel. Komputer się pomylił. Nie ma innego wyjścia.

  1. Sprawdzam też ten pomysł na hakowanie LinkedIn:
  1. Pamiętaj - na drodze spodziewaj się niespodziewanego: 
  1. Mówi się, że właściciel samochodu jest prawdziwie szczęśliwy tylko w dwa dni - w dzień zakupu samochodu i w dniu jego sprzedazy. Tygodniówka, to także kilka emocji. W piątek, kiedy ją kończę i wysyłam, zwykle mieszanka dumy i wątpliwości. Dumy, kiedy jestem spokojny że fajna tygodniówka wyszła i wątpliwości, co jeśli to tylko moje wrazenie. Potem wysyłka i pewna ulga - domknięte, wysłane. A potem przychodzi czwartek i myśl - chłopie - znowu jesteś w lesie i nic jeszcze nie masz. Jak ty z tych kilku punktów sklecisz coś "wysyłalnego"... well.. to juz za tydzień;)

Z zupełnie innej beczki

Od jakiegoś czasu jestem zafascynowany tematem subskrypcji. Tego, jak wiele ich jest w naszej rzeczywistości i że możemy się na nie natknąć w absolutnie każdym aspekcie naszego codziennego i niecodziennego (sic!) życia. Dlatego rozwijam serwis Subskrypcje.pl, a na nich staram się, między innymi, zaprezentować rozmaite usługi subskrypcyjne, ale też podpowiedzieć, jakie stosować zasady, aby mądrzej zarządzać swoimi subskrypcjami, aby nas nie zjadły, a kiedy już spróbują, to podpowiadam gdzie można wytropić swoje subskrypcje.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to Top