Idealna tygodniówka to taka, która pisze się niemal sama. Od początku do końca, w dobrym równym rytmie. Słowa układają się w zdania, zdania w akapity, akapity w całość. Czasem popełniam taką tygodniówkę, ale to nie jest ten przypadek. Co więcej, tym razem tygodniówka będzie inna, i nie w punktach.

Zacznijmy od tego, że tygodniówkę pisze z myślą i chęcią podzielenia się tym co mam w głowie, z kimś mi bliskim. Może nie przyjacielem, ale dobrym kumplem, kolegą. Staram się ująć w tych tekstach to, co jest dla mnie ważne, ale też w sposób, który jest dla mnie ważny, albo który chciałbym zaszczepić / spróbować. Dlatego też czasem zwracając się wprost do czytelnika, sięgam po końcówki żeńskie, a nie męskie, żeby pokazać jak to brzmi, jak to dla nas jest nieoczywiste, a jest nieoczywiste tylko dlatego, że nie jesteśmy do tego przyzwyczajeni.

Tygodniówka jest próbą wyważenia dwóch rzeczy - z jednej strony chęcią podzielenia się znaleziskami, z drugiej znalezienie szacunku dla Twojego, czytelniczko / czytelniku czasu. I dzisiaj trochę o czasie będzie.

To są rzeczy, o których kiedyś nie myślałem, potem włączyło mi się spostrzeżenie, że czas, to najcenniejsza waluta (co swoją drogą miało też część drugą - Czas, to pieniądz, uważaj na kieszonkowców, i trzecią czas to pieniądz, nie rozmieniaj się na drobne i nawet czwartą mój czas to pieniądz, a czas innych?).

Minęło kilka lat i w mojej głowie pojawia się tez pytanie "czy coś po sobie zostawię", "czy zdążę", "czy to w ogóle jest mi pisane", "jak to jest że niektórzy coś po sobie zostawiają" i czy to "zostawianie" jest cokolwiek warte. Ale te pytania sprawiają, że powoli zmienia się moje podejście. Nawet jeśli nie widać tego już teraz natychmiast w działaniach, to zmienia się w świadomości. Trochę tak, jakbym przymierzał się do tego, by zadawać sobie pytanie "na ile chcę w to wchodzić", "na ile chcę się właśnie w to angażować". Przypominać sobie o tym, że mogę powiedzieć nie.

Cały urok nie polega w mówieniu "nie" tylko w sprawach wielkiej wagi, także warto od czasu do czasu zastanowić się nad tym, czy naprawdę chcę robić, to co robię teraz. Oglądać ten film, czytać tę książkę, jeść ten posiłek, scrollować ten serwis internetowy, oglądać ten mecz (za każdym razem kiedy oglądam ekstraklasę uświadamiam sobie, że jestem masochistą). Mnóstwo rzeczy robimy na autopilocie, trochę bez świadomości tego co robimy, po prostu robimy bo zawsze robiliśmy. A to za każdym razem jest nasz wybór (z którego często ochoczo rezygnujemy).

Powodem do tego, aby znowu ten wątek poruszać był ten wpis o tym, dlaczego autor celowo czyni skontaktowanie się z nim trudnym. Cholernie go polecam, w szczególności kiedy popatrzymy na to, jak krok po kroku autor rozpisuje na co poświęca swój czas.

Jasne, że to jest jakiś zarys, i pewne mocne uproszczenie, ale… spójrzmy prawdzie w oczy, doba ma tyle godzin ile ma i wycisnąć z niej możemy tylko tyle. Jasne, możemy krócej spać (co jest głupim pomysłem - przede wszystkim zdrowotnie, zarówno krótko jak i długo terminowo) ale nawet gdybyśmy tu skubnęli godzinę albo dwie, to - na co ją poświęcimy. Można by mniej czasu poświęcać na zakupy czy jedzenie (taki był mój wyjściowy odruch) ale to też determinuje co jemy (i znowu, kwestia zdrowia). Możemy z czegoś zrezygnować - z przytulania, albo z seksu, albo ćwiczeń - ale znowu - to nie jest dobry pomysł.

Więc po co to wszystko piszę? Troszkę po to, żeby Ci to uświadomić, żeby Ci podpowiedzieć - to jest Twoje życie. Masz na nie cholerny wpływ. Ty decydujesz o tym, o co walczysz, o co zabiegasz. Co jest Twoim planem, co jest Twoim działaniem. Komu ma na tym zależeć, jeśli nie Tobie? I jak zawsze - masz niewielki wpływ na to, co już się wydarzyło. Ale masz totalny wpływ na to, co wydarzy się jutro. A jeśli się nie uda? To będziesz mieć kolejną szansę pojutrze. A potem kolejną za dwa dni. Nic nie zostało zdecydowane. Nic nie jest zapisane w gwiazdach. I nic nie jest aż tak daleko, by było nieosiągalne. Wymaga tylko obrania odpowiedniego kursu popartego odpowiednimi działaniami. Twoja chęć, Twój plan, Twoje działania, Twoja satysfakcja. Zdobywana dzień po dniu. Brzmi jakby było cholernie warto. Czekej.. czy ja już tego gdzieś nie pisałem? Może to była potęga chcę. Zjadam swój własny ogon.

To czego ja bym chciał się nauczyć z tego przytoczonego wpisu, to "Deep Work". I nie ogarnę od razu czterech godzin. To niestety nie na moją głowę (która jest tak totalnie porozbijana na tysiące głupot, że głowa mała). Ale chcę spróbować małymi kroczkami. Może zacznę od godziny. Skupienia, wyłączenia się. Ćwiczenia. Z czasem chce dodawać kolejne cegiełki.

I muszę pomyśleć nad planowaniem, bo coś się trochę zaciąłem. Co prawda nadal stosuję wykminione rozwiązanie w Notion (działa najlepiej z tego co poznałem) ale… brakuje mi opcji wypisywania tego odręcznie.. cholernie bym chciał to jakoś połączyć.. muszę pokminić. A tu podpowiedź poświęcona bullet journalingowi w delikatnie humorystycznym ujęciu:

Będzie jeszcze słówko o Wielkanocy. Smutne słówko, bo w tych tegorocznych okolicznościach przyrody totalnie tych świat nie czuję. Pomijając już to, że Wielkanoc ma się nijak klimatem do Bożego Narodzenia (i ja wiem, że w kościele katolickim Wielkanoc >> BN, ale klimatem tego nie ogarnęliście). Przy czym nie chodzi mi o to, że w tym roku świąt nie czuję, rzecz w tym, że mi z tym trochę źle.

Nie powinno mi to przeszkadzać. Coraz śmielej myślę o sobie nie tylko jako "wierzący niepraktykujący", ale raczej w kierunku "jeszcze zachowujący resztkę wiary agnostyk"; Ta resztka to "na początku był stwórca" ale religię to sobie jednak dorobili ludzie. Więc co mnie obchodzi brak świątecznego klimatu…?

A jednak obchodzi. Tym bardziej, że podziwiam (i trochę im zazdroszczę) ludzi silnych w wierze. I zastanawiam się, czy rezygnując z tego, nie odbieram pewnych ważnych emocji mojemu synowi… z drugiej strony pozwalam sobie wierzyć, że jeśli poczuję tę potrzebę, jeśli zacznie zadawać sobie ważne pytania i sam odkryje wiarę, to dzięki tej (samo)świadomości, będzie mu łatwiej i będzie to cenniejsze.

Przy okazji trafiłem na stronę nieodległej parafii i tam trafiłem na taki komunikat:

Nie sądziłem że do takich czasów dożyję, że kościół katolicki w Polsce będzie się musiał otwierać na nowych, aktywnie pozyskiwać wiernych… Widziałem chyba takie rzeczy w amerykańskich filmach, ale w Polsce? Wychodzi na to, że wieloletni love brand musi jednak zacząć się bawić w marketing, bo klienteli ubywa… Witamy w XXI wieku.

A skoro już w XXI wieku jesteśmy, to pokażę Ci / przypomnę Ci jeszcze kiedy ostatnim razem ludzkość wygrywała z komputerami w królewską grę. Ale tym razem ta potyczka zostanie okraszona komentarzem, dzięki czemu ten pojedynek może będzie dla Ciebie bardziej zrozumiały. Może był już wtedy, ja go skumałem ciut lepiej dopiero teraz.

Ponieważ to ostatni miesiąc kiedy składamy nasze roczne zeznania podatkowe, niezmiennie przypominam: jeśli jeszcze nie wiesz komu przekazać swój 1% podatku, przekaż go proszę na pomoc Iwonie Englert-Woźniak .

Dane do PIT’a:
Fundacja Pomocy Osobom Niepełnosprawnym „Słoneczko”
KRS: 0000186434
Cel szczegółowy: 23/E Iwona Englert-Woźniak

Tak, wiem, chciałem i miałem wysłać tygodniówkę w sobotę, a wyszła znowu walka z czasem aby wysłać ją przed północą… Kolejną próbę podejmę już za tydzień, teraz się cieszę że tygodniówka się jednak dokonała (trochę zaczynałem wątpić).

Ilustracją wpisu jest zdjęcie autorstwa ÉMILE SÉGUIN 🇨🇦 z serwisu Unsplash

Z zupełnie innej beczki

Od jakiegoś czasu jestem zafascynowany tematem subskrypcji. Tego, jak wiele ich jest w naszej rzeczywistości i że możemy się na nie natknąć w absolutnie każdym aspekcie naszego codziennego i niecodziennego (sic!) życia. Dlatego rozwijam serwis Subskrypcje.pl, a na nich staram się, między innymi, zaprezentować rozmaite usługi subskrypcyjne, ale też podpowiedzieć, jakie stosować zasady, aby mądrzej zarządzać swoimi subskrypcjami, aby nas nie zjadły, a kiedy już spróbują, to podpowiadam gdzie można wytropić swoje subskrypcje.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to Top