Ostatnio, ku memu autorozczarowaniu, rzadziej sięgałem po książki. Bez żadnego dobrego ani jakiegokolwiek innego wytłumaczenia. Były okazje, były sposobności i były też dziesiątki innych sposobów na to, jak spędzić czas. Często mało efektowne, częściej mało efektywne. Nie lubię tak spędzanego czasu, ale cierpliwie czekałem, aż wróci chęć sięgnięcia po coś do czytania.

Do rytmu czytania najłatwiej wraca się od rzeczy lżejszych. W tej roli świetnie się sprawdzają kryminały, które jak już wspominałem i jak można na liście moich lektur zobaczyć, lubię. Jedyny problem z czytaniem dużej ilości powieści o policjantach i złodziejach jest to, że człowiek staje się wybredny. Wiele sztuczek już zna, wiele przypuszcza, często przewiduje kiedy spodziewać się zwrotu akcji, trudniej go zaskoczyć. Niektórym autorom się to udaje świetnie, innym trochę gorzej.

O książkach Bartosza Szczygielskiego przeczytałem na twitterze, gdzie były gorąco polecane przez czytelniczkę. Ufam rekomendacjom, nawet tych ludzi, z którymi spotkałem się jedynie pobieżnie w sieci. Zaufałem, skusiłem się, kupiłem i... książki na mnie długo czekały na wirtualnej półce czytnika.

Książki, jak serial

Kiedy się wreszcie do nich przekonałem, okazało się, że... fabuła ciekawa, choć w moim odczuciu trochę naciągana (ale w stopniu akceptowalnym i zrozumiałym - musiało być trochę ponaciągane, żeby była to historia warta opowieści). Równocześnie mam kłopot żeby dobrze tą książkę ocenić bo... to w moich oczach średniak. Czyta się z przyjemnością (a o to przecież chodzi) a równocześnie jest kilku innych autorów, których poleciłbym w pierwszej kolejności i to bez większego zastanawiania się nad tym zagadnieniem. Przy czym, tak Krew jak i Aorta są lepsze od niejednej pozycji i niejednego autora, którzy są dostępni na rynku. No i zgryz. Jak się do tego odnieść.

Wymyśliłem sobie taki wytrych. „Aorta” i „Krew” są na tyle dobrze napisane, mają na tyle ciekawie zaznaczonych bohaterów, że zapewne sięgnę po kolejne części (a nos podpowiada, ze przynajmniej dwie części - prequel i kontynuacja - się pojawią), tylko że nie będę tych części wypatrywał z wypiekami na twarzy. Autor nie otwiera oczu czytelnikowi, nie objaśnia świata, nie zmusza to refleksji, ale funduje na tyle solidną rozrywkę, że jeszcze się poczytamy - czego nie mogę np. napisać o Remigiuszu Mrozie czy Jean Edith „Camilli” Läckberg, od prozy których zamierzam trzymać się z daleka, po tym jak miałem okazję się z ich twórczością zmierzyć.

Czy po Krew lub Aortę warto sięgnąć? Tak, ale to absolutnie nie jest pozycja obowiązkowa. Nie trzeba się jej wystrzegać, ale nie czytając ich, niewiele się traci. Mniej więcej tyle, co nie oglądając niezłego, ale nie topowego serialu na Netflixie.

Z zupełnie innej beczki

Od jakiegoś czasu jestem zafascynowany tematem subskrypcji. Tego, jak wiele ich jest w naszej rzeczywistości i że możemy się na nie natknąć w absolutnie każdym aspekcie naszego codziennego i niecodziennego (sic!) życia. Dlatego rozwijam serwis Subskrypcje.pl, a na nich staram się, między innymi, zaprezentować rozmaite usługi subskrypcyjne, ale też podpowiedzieć, jakie stosować zasady, aby mądrzej zarządzać swoimi subskrypcjami, aby nas nie zjadły, a kiedy już spróbują, to podpowiadam gdzie można wytropić swoje subskrypcje.

2 thoughts on “Aorta, Krew

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to Top