Może to będzie dobry sezon. Może będą w nim gwiazdy, może będą młode talenty, może będzie na co patrzeć i zdarzą się mecze, na które będziemy wyczekiwać. Tego typu marzenia zwykle snuję przed pierwszą kolejką nowego sezonu, po to tylko aby po piętnastu minutach pierwszego meczu wiedzieć, że po raz kolejny wszystko co dobre, może nadal spokojnie drzemać w mojej podświadomości. I niestety, tym razem zaczęło się podobnie.

Nie będę wracał do tego, że moim zdaniem ekstraklasa powinna się zacząć z poślizgiem. Ja wiem, że z moim zdaniem nikt się liczyć nie musi, ale nie podoba mi się to, że wszyscy, którzy powinni dbać o to, aby nasze ligowe rozgrywki były prowadzone zgodnie z literą prawa, robią wszystko tak, jakby chcieli powiedzieć -"szybciej, szybciej, jak uciekniemy daleko w las, to nas nikt nie znajdzie", i są święcie przekonani o tym, że gajowy ma nie nabitą flintę, a poza tym śpi, a wszyskie niedźwiedzie, wilki i jelenie zostały wybite przez kłusowników. Więc nie podoba mi się... ale cóż, Liga Gra...

Pierwsze mecze odarły mnie ze złudzeń, tak jak Polonia odarła ze złudzeń bezradny Bełchatów, a Śląsk przypomniał Cracovii, że licencja to nie wszystko i do utrzymania trzeba jeszcze grać w piłkę. Na podkreślenie tej dobrej ligowej passy była jeszcze Wisła, która w iście mistrzowskim stylu rozbiła w proch i pył Ruch Chorzów, świętując każdą bramkę tak, jakby była ona na wagę.. bo ja wiem... awansu do III rundy eliminacji Ligi Mistrzów. Ale do tej kwestii jeszcze wrócę.

Liga zaczęła się więc zgodnie z oczekiwaniami i na przekór marzeniom. Po dwóch miesiącach czekania wiedzieliśmy znów, że do tego, aby zobaczyć dobrą piłkę, musimy poczekać jeszcze kolejny miesiąc, kiedy na boiska wybiegną Anglicy, Włosi, czy Hiszpanie, kiedy zaczną się poważne puchary i znowu będą emocje. Na szczęście tym razem niedziela była dla nas i wszystkie moje spekulacje okazały się warte mniej, niż funt kłaków.

W niedzielę grali nasi pucharowicze. Legia pokazała, że jest w gazie i o ile między 10 a 16 kolejką nie złapie dziwnej zapaści będzie pewnym kandydatem na mistrza. Co prawda z Legią to jest tak, że niezależnie od tego co się dzieje i kto w niej gra, to Wojskowi są pewnym kandydatem na mistrza, ale tym razem, nie będzie to wynikało ze słabości ligi, tylko z siły, która wreszcie w drużynie Jana Urbana drzemie i buzuje pod powierzchnią zespołu. Tym razem im się chce i gra sprawia im przyjemność. A im więcej oni mają przyjemności, tym przyjemniej się ich ogląda. Będzie ciekawie.

Lech chce udowodnić, że poprzedni sezon nie był przypadkiem, tylko przypadkowo skończył się nie tak, jak sobie tego życzyli trener Smuda i włodarze z Bułgarskiej. Maszynka do strzelania bramek ma nowego bramkarza, pewnych - w zasadzie - obrońców, pomysłowych pomocników i utalentowanych napastników. O skuteczności Kolejorza przekonali się już w Norwegii i Gliwicach, podejrzewam, że już niedługo przekonają się o tym kibice i zawodnicy w całej Polsce - bo jeśli chodzi o Europę nie zawsze niestety będzie tak łatwo jak w miniony czwartek. Jedyne pytanie brzmi - czy starczy aminucji.. bo animuszu Kolejorzowi nie brakowało nigdy.

Polonia... Nie rozczarowała. Tak jak nie przekonywała w zeszłym sezonie, tak i w tym nie ma przekonujących argumentów. Co więcej straciła kadrowicza, który mógł w tej drużynie rządzić i dzielić, więc teraz wcale nieźli piłkarze wyglądają na trochę zagubionych. Ci wcale nieźli mieli w niedzielę kilka okazji do tego, aby na chwilę choć uciszyć kielecką publiczność, ale woleli za to z najbliższych odległości nie trafić w bramkę, lub trafić w bramkarza. Za to Korona...

Korona zaskoczyła. Polot, odwaga, fantazja - to wszystko widać w konstruowanych przez krwisto-złotych akcjach. Co przyjemniejsze, Koroniarze nie mieli ochoty spocząć na laurach, bo przecież w drugiej połowie nie mieli potrzeby ani przymusu walczyć o wynik. Kibiców i sponsorów zadowoliłoby bezpieczne 2:0, które można było dowieźć do końca. Dużo trudniej było powiększyć przewagę, bo Polonia choć nie miała wielu atutów w ataku, nie zwykła tracić seryjnie bramek. Koroniarzom się chciało i za to należą im się słowa uznania. Po tym pierwszym meczu, nieśmiało wieszczę, że w tym sezonie Korona może jeszcze namieszać. Nie będzie to raczej sezon mistrzowski, ale to będzie dobry sezon i drużyna, której mecze warto oglądać.

A Wisła... Po tak fatalnym pożegnaniu z pucharami, piłkarze powinni mieć świadomość, że czeka ich sezon pokutny. Czas, w którym trzeba udowodnić swoją siłę, przekonać postronnych, że dwumecz z Talinem podrażnił sportową złość profesjonalistów, którzy mają świadomość, że 180 minut przekreśliło ich szansę w sezonie 2009/2010 na sportowe przyjemności. Widząc reakcję piłkarzy po bramce na 2:0 widziałem euforię, która mogła by świadczyć, że wszystko co było, już było i nie ma po co do tego wracać. Cieszmy się tym co jest, bo Wisełka znów wielką jest... Euforyczna radość z dobicia słabeusza nie przystoi profesjonalnemu killerowi, który z zimną furią w oczach będzie wykańczał kolejnych przeciwników. Profesjonaliście, który jest przekonany o swojej sile i wartości, nie sprawia radości fakt, że tym razem coś mu się udało.

Tekst został także zamieszczony na serwisie 11.pl

Z zupełnie innej beczki

Od jakiegoś czasu jestem zafascynowany tematem subskrypcji. Tego, jak wiele ich jest w naszej rzeczywistości i że możemy się na nie natknąć w absolutnie każdym aspekcie naszego codziennego i niecodziennego (sic!) życia. Dlatego rozwijam serwis Subskrypcje.pl, a na nich staram się, między innymi, zaprezentować rozmaite usługi subskrypcyjne, ale też podpowiedzieć, jakie stosować zasady, aby mądrzej zarządzać swoimi subskrypcjami, aby nas nie zjadły, a kiedy już spróbują, to podpowiadam gdzie można wytropić swoje subskrypcje.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to Top