Istnieje niebezpieczeństwo, że notkę piszę zbyt wcześnie. Że to jeszcze nie koniec historii. Że przede mną jeszcze kilka niezapowiedzianych zwrotów. Że trzeba będzie zmienić pointę, albo dopisać akapit albo dwa… nie mniej jednak, zaryzykuję.
Więc tak… Zacznę od opisania planu sytuacyjnego. Od dłuższego czasu nie mam w domu ani telewizora ani telewizji. Za ekrany do oglądania filmów, seriali czy zmagań sportowych służył tablet i laptop, ale największa nawet rozdzielczość na wiele się nie zdaje, kiedy do czynienia masz z 13 calami ekranu. Oczywiście można, ale od czasu do czasu pojawia się kaprys, by może coś jednak obejrzeć na czymś jakby większym. Zatem decyzja - kupujemy telewizor.
Wydawałoby się - nic prostszego. Kasa jest, potrzeba jest, pewnie towar też się znajdzie. Tak telewizor jakieś 20 lat temu kupowali nasi rodzice. Ale od kilku lat tego towaru jest tyle, że idzie oszaleć. Ponieważ jestem dzieckiem internetu, poszukiwania zacząłem od porównywarki. Pod hasłem „telewizor” pojawia się bagatelka 1394 pozycje. I zaczynamy wybrzydzać. LCD, LED, OLED czy może jednak plasma? Full HD, 3D czy może jednak 4k? Producent A, B, C, D, E, F, G, H czy J? Rozmiar? Funkcje? Pilot? Sterowanie? Wifi? Częstotliwość odświeżania? Tuner?
Ograniczenie się do kwoty pomaga, ale niestety niewiele.
No dobra, dzieciaku Internetu, nie marudź, rób research. Tylko że jako dzieciak Internetu wiem, że marki rozmaite wiedzą, jak ważny jest społeczny dowód zaufania i mają swoich ludzi, którzy oficjalnie lub nieoficjalnie podpowiadają, podszeptują, oceniają lub krytykują produkty niekoniecznie w dobrej wierze, a raczej ku chwale płatnika. Więc z tym researchem trzeba ostrożnie. Tym bardziej, że o połowie cech które w testach się pojawiają nie mam bladego pojęcia, a drugiej połowy absolutnie nie rozumiem albo nie rozpoznam, Ja chcę mieć tylko _dobry_ telewizor. Nie muszę się z tego tematu doktoryzować. Nie mam na to czasu ani ochoty.
Więc może podpytam kolegów / przyjaciół / znajomych. No więc każdy ma swój _dobry_ telewizor, każdy swój ogonek chwali, przy czym każdy ma telewizor innej marki i w innej technologii. Nie ma łatwo. Jeden kolega bardziej niż inni zorientowany (i też taki, któremu w tych kwestiach ufam bardziej niż innym) powiedział - sprawdź producenta A. Dlaczego tak powiedział? Trzeba jego pytać. Ale ponieważ gdzieś zacząć trzeba, zaufałem.
Przegryzłem się przez stronę producenta, sprawdziłem opinie tam i na porównywarce, przekonałem się że w zasadzie nie ma różnicy w cenie jeśli zdecyduję się na zakup u producenta, w sklepie internetowym lub w sklepie tradycyjnym (taka magia). Już się ucieszyłem, że w tym rozmiarze co mnie interesuje jest tylko jeden góra dwa rozsądne modele, ale ponieważ karma jest wszechobecna od razu zacząłem jęczeć, kiedy okazało się że każdy z modeli ma trzy podmodele które różnią się parametrami o których nie mam zielonego pojęcia. Cóż… lajf is brutal.
Dobra - wybrałem. Ten kupię. Ale skoro cena online i offline jest taka sama, a sklep offline jest wcale daleko, pomyślałem - kasa w dłoń, buty na nogi i ruszam na zakupy - tym sposobem będę się cieszył zakupem szybciej (to że mogę zapłacić i mieć sprawia - jak już pisałem - że nie jestem chętny do robienia zakupów przez Internet). W sklepie zaatakowała mnie ściana telewizorów, poprzedzona morzem telewizorów, na którym były wyspy telewizorów i jeszcze od czasu do czasu zalewała mnie kolejna fala telewizorów. Więc tak wygląda fizyczna reprezentacja wirtualnych „1394 pozycji”. I wtedy popełniłem pierwszy poważny błąd.
Zobaczyłem sprzedawcę i zanim zdołałem opanować impuls zadałem pytanie. „Jaki mam wybrać telewizor i dlaczego nie ten od producenta A?”. Taki byłem sprytny. Myślałem że mój wybór był na tyle dobry, że sprzedawca uśmiechnie się i rzecze tak - "pana wybór jest świetny, poproszę pana pieniądze, tu jest pana telewizor, nie ma lepszego”. Nie powiedział tak. Popatrzył za to na mnie jak na impertynenta i z przekonaniem powiedział że - producent A to beznadzieja, paranoja i syf w jednym. Że go kupią, sprzedadzą i że zbankrutują. Że robią coraz gorsze sprzęta, do niczego się nie przykładają, tu i tam się coś pieprzy, matrycę ma nie wiadomo od kogo i nie bierz pan tego. Weż pan natomiast telewizory producenta B. Patrz pan jaki piękny, kolorowy, wyrazisty. I w każdym calu lepszy. I niech mi pan wierzy, tu na koszulce mam nazwę producenta C, kolega jest od producenta D ale bierz pan koniecznie tego tu od B bo tylko on sprawi że będzie pan szczęśliwy. A konkrety? Dynamika obrazu, czystość dźwięku, jakość wykonania, częstotliwość odświeżania (12 razy większa od tego u producenta A) i najważniejsze proszę Państwa - tu pan może sobie odtworzyć dowolny film który pan ściągnie z torrentów, a ten producent A to wie Pan, filmy kręci, muzykę nagrywa, na nic panu nie pozwolą. Będzie pan musiał za wszystko płacić (mówi to człowiek pracujący w sklepie który sprzedaje także i filmy i muzykę i oprogramowanie i książki… ). No ale.. ponieważ cenię sobie wolność i zwykle wierzę ludziom, przyjąłem opinię sprzedawcy za dobrą monetę, ale ponieważ jestem dzieckiem Internetu pomyślałem, że przed zakupem przynajmniej opinie o sprzęcie sprawdzę + okazało się że producent B nie dostarcza do tego sklepu tego modelu w tym rozmiarze co to mnie interesował.
No to wracamy do punktu research - i znowu cholera wszyscy ten telewizor chwalą. Za kolory, za jakość, za matrycę. I cena lepsza od pierwszego typu. No ręce same składały się do oklasków, taką się mądrością wykazałem i do tego jeszcze zaoszczędziłem. Co więcej, telewizor w interesującym mnie rozmiarze jest do kupienia w innym sklepie offline’owym do którego też mam nie daleko. Widać gotówka w portfelu mnie swędzi - jadę kupować. W sklepie popełniłem drugi poważny błąd.
Niczego się nie nauczyłem i zamiast jak w pełni świadomy i zdecydowany na zakup klient znowu na widok sprzedawcy zgłupiałem i ponownie nie umiałem opanować impulsu aby zadać to samo pytanie - jaki telewizor w tym rozmiarze mam wybrać? Sprzedawca bez wahania wskazał na upatrzony poprzednio model od producenta A. W tym miejscu wewnętrznie zawyłem. Drobnym pocieszeniem było to, że tuż obok polecanego telewizora wisiał ten co to mi go polecano poprzednio. Więc jakie argumenta? W zasadzie te same, tylko trochę na odwrót. Wykonanie, jakość, matryca, kolory. A częstotliwość odświeżania? Sztucznie nakręcana. Oba telewizory (rzekomo) mają taką samą częstotliwość sprzętową, ale można je „podkręcić”. I niech pan popatrzy na tę czerń - widzi pan? Ni cholery nie widziałem. To stańmy tu, teraz pan widzi? No teraz jakby bardziej.
Zapytałem (powinienem już nauczyć się aby nie zadawać pytań, które komplikują sytuację) o to, czemu nie poleca mi telewizorów firmy C, która ma chyba najwięcej modeli na rynku i przygotowuje matryce dla większości oferowanych modeli. Bo pytałem o rozmiar 42’’, gdybym zapytał o inny, to i odpowiedź by była inna. To mnie bardzo upewniło w wyborze.
Powinienem w tym miejscu podziękować, zapłacić i szczęśliwie udać się do domu z wielkim kartonem pod pachą. Powinienem, ale akurat w tym sklepie nie było tego modelu nie z wystawy. A jakoś tv powystawowego nie chcę kupować. Więc do domu, do Internetu, szukać oferty. I jest. I w Krakowie. I z odbiorem osobistym (za darmo). I to wszytko natychmiast. Biorę!
Ale pierwsze - ponieważ telewizor ma takie a nie inne gabaryty, odbiór osobisty nie jest za darmo.
Ale drugie - gotowy natychmiast, czyli do odbioru za trzy dni. (czy pisałem już, że nie lubię kupować przez Internet?)
No to czekam. W ramach ciekawostek tylko dodam, że wymyśliłem sobie płaski telewizor, żeby go powiesić na ścianie. i fajnie by było, żeby móc go trochę odchylić (nachylenie wobec ściany a nie kręcić nim na boki). No to okazało się, że wybrałem sobie tivi, co to nie spełnia standardów uchytów. Karma, czyż nie?
A jak już jesteśmy przy karmie, to jeszcze dwa spostrzeżenia. Po pierwsze, przez najbliższe tygodnie śledzić mnie będą w Internecie sprzedawcy sprzętu RTV... Czas skasować cookie;)
Spostrzeżenie drugie... Jak już mam (mieć będę) telewizor, trzeba będzie pomyśleć o telewizji... I to wcale nie musi być łatwiejszy wybór...
Z zupełnie innej beczki
Od jakiegoś czasu jestem zafascynowany tematem subskrypcji. Tego, jak wiele ich jest w naszej rzeczywistości i że możemy się na nie natknąć w absolutnie każdym aspekcie naszego codziennego i niecodziennego (sic!) życia. Dlatego rozwijam serwis Subskrypcje.pl, a na nich staram się, między innymi, zaprezentować rozmaite usługi subskrypcyjne, ale też podpowiedzieć, jakie stosować zasady, aby mądrzej zarządzać swoimi subskrypcjami, aby nas nie zjadły, a kiedy już spróbują, to podpowiadam gdzie można wytropić swoje subskrypcje.
Uśmiałem się do łez :)))
Czekam na dalsze story, bo a nóż widelec TV nie dojedzie (albo dojedzie niewłaściwy, uszkodzony) a wybór platformy cyfrowej też temat rzeka 😉