W tygodniu miałem przyjemność obejrzeć wyjazdowy mecz Barcelony, która o ligowe punkty walczyła z Racingiem Santander. Wielka Barca znowu potrzebowała śmiesznej ilości minut, żeby wbić swojemu przeciwnikowi mało śmieszną liczbę bramek. Ibrahimović w 20., Messi w 23. i Pique w 26. minucie rozstrzygnęli mecz. Gdyby to była nasza liga, mógłbym w zasadzie spokojnie wyłączyć transmisję i uznać, że nie dość że jest pozamiatane, to jeszcze nic ciekawego się od tej pory nie zdarzy. Ale ja oglądałem La Liga...
Komentarz ma być o Ekstraklasie, więc szybciutko wyłożę swoje argumenty. Po pierwsze, Katalończykom gra sprawiała frajdę i satysfakcję dawało im konstruowanie kolejnych akcji. Dominacja nad przeciwnikiem (do 72 minuty Barca posiadała piłkę przez niewiarygodne 76% czasu gry...) i nieustająca "Gra na tak". Prowadzimy trzema bramkami? Nie ważne, jedziemy dalej, po czwartą bramkę. Jest dziesięć minut do końca? Świetnie, możemy zdążyć wbić jeszcze kilka goli, pokazać kilka kiwek.. Troszkę jak dzieci, które spieszą się z zabawą, żeby zdążyć zanim przyjdzie mama...
Równocześnie chciałbym oddać sprawiedliwość zawodnikom Racingu, którzy mimo wysokiego prowadzenia rywala, nawet na moment nie zwiesili głów na piersi. Ba! Pomimo widocznej różnicy klas nie ustawali w kolejnych próbach walki o honorową bramkę - co im się udało, a apetyt mieli na więcej. Jestem niemal pewien, że każda polska drużyna po straceniu trzech bramek zaczęła by stawiać zasieki w obawie przed kolejnymi, Racing postanowił zagrać pressingiem, żeby odzyskać piłkę i żeby wrócić do gry.. I jeszcze drobiazg, przy dwóch drużynach grających ofensywnie, kiedy obie połowy były wypełnione ciągłymi atakami, w cały meczu zostało rozegranych tylko sześć rzutów rożnych. Bo każdy korner to zagrożenie. No, ale nie u nas;) U nas każdy stały fragment gry to okazja dla przeciwnika do wyprowadzenia zabójczej kontry...
I właśnie, wracając do Ekstraklasy. Możemy ekscytować się meczem w Warszawie - znowu ważny mecz dla trenerów, bo ich pracodawcy zapewne chcieliby zobaczyć w niedzielny wieczór kolejne trzy punkty na koncie... W sobotę o swoją posadę walczył będzie trener Radolsky, a trener Skorża musi przekonać wszystkich, że mecz z tą drugą Polonią był wypadkiem przy pracy. Poza tym Jagiellonia będzie chciała wreszcie zdobyć punkty, które będą widoczne "na plusie", a Korona zechce zapewne wrócić na szlak wyznaczony w pierwszej kolejce. Ja jednak sądzę, że ważniejsze od tego kto kogo pokona, będzie to, jak zaprezentują się wybrańcy P.O. Trenera Reprezentacji - Stefana Majewskiego.
Zobaczymy co w bramce Polonii pokaże Przyrowski i czy zatrzyma Brożka (chociaż jego ostatnio zatrzymuje brak formy). Ciekaw jestem występu Bieniuka (który znany jest nie tylko z futbolu ale i z Kozaczka...) i Polczaka. Chciałbym gdzieś zobaczyć Euzebiusza Smolarka, ale na to chyba muszę zaczekać do kolejnych meczów reprezentacji. I w sumie dręczy mnie pytanie, czy powołany do kadry Kamil Grosicki rozstrzela reprezentacyjnego bramkarza (chyba przynajmniej jednokrotnie, a jeśli nie, to "Doktor" vel "Laptop" o to zadba) Marcina Cabaja.
Kończąc - bo wszystko się kiedyś kończy - podzielę się myślą na przekór optymistyczną. Ponieważ gorzej być nie może, a na pewno może być śmieszniej, śmiem twierdzić Panie i Panowie, że ta reprezentacja ma szansę, powiem więcej, zasługuje na sukces. Kibice nie przyjdą na stadion i, kto wie, zapewne nie zasiądą przed telewizorami, więc nikt nie będzie z naszych szydził, no może z wyjątkiem komentatora. Przeciwnik naszych zapewne nie rozpozna odpowiednio i w tym nasza szansa. My ich po prostu całkowicie zaskoczymy, a dzięki sprzyjającym wiatrom awansujemy na Mundial. Bo My, proszę państwa, lubimy sytuacje nieprawdopodobne. I tak wrócimy do gry. Z Ole'm*.
Tekst został opublikowany także na serwisie 11.pl
*Dla tych, którzy nie wiedzą jak się wraca z Ole'm, z Ole'm wraca się tak (oczywiście niecenzuralnie):
[youtube=http://www.youtube.com/watch?v=zJ85R88JTJQ]