Ważne, abyśmy nie mieli wątpliwości. Tak, wiem, że oba urządzenia, choć z wyglądu pozornie podobne, służą do zupełnie różnych celów. Tak wiem, Kindle żyje w epoce monochroma, a tablety mamią nas feerią barw. Tak, wiem, że tablety są cacane, kochane i mogą wszystko, a Kindle w najlepszym razie może służyć do czytania książek. Ale też właśnie dlatego, że tablet jest multifunkcjonalny, a czytnik ebooków pozwala robić tę jedną (teoretycznie) tylko czynność - czytać, moim zdaniem jest lepszym urządzeniem. Bo tę jedną rzecz robi dobrze. Bardzo dobrze. Zaryzykowałbym nawet teorię, że robi to niemal doskonale.
Kindle'u, nigdy nie będziesz tabletem
Kilka oddechów, żeby złapać perspektywę. Tablet, to strasznie* fajna rzecz. (Wiem, bo mam) I jeszcze jakiś czas temu byłem przekonany, że to urządzenie, które może zagarnąć całkiem sporą część rynku elektroniki. I zapewne znajdzie bardzo wielu wyznawców** (nie lubię się wycofywać ze swoich prognoz, zwłaszcza, jeśli chcę snuć kolejne 🙂 ).
Tablet ma wiele zalet. Pozwala na szybkie i wygodne przeglądanie sieci, na oglądanie filmów, na sprawdzanie maila. Na posłuchanie muzyki czy tam radia. Ale do dłuższej pracy (a to przecież tablety obiecują) już się za bardzo nie nadają. (Zwracam uwagę, że tekst został napisany w 2013 roku). Do napisania maila - takiego na kilka zdań - owszem. Ale dłuższego tekstu - nie. Notatki - nie. Prezentacji też specjalnie się przygotować nie da. Obróbka zdjęć - tylko w podstawowym zakresie. Po pracy można pograć. Ale też nie do końca. Tak, są piękne gry, ale wiele z nich to wariacja Angry Birds (pisząc wariacją, mam na myśli stopień komplikacji).
Tablet wielofunkcyjnie niedoskonały?
Tablet napotyka ograniczenia choćby obsługi, więc nawet nieco bardziej wymagające produkcje będą uproszczeniem gier, które znamy z PC'tów czy konsol. Robienie zdjęć, kręcenie filmów - też nie o to chodzi. Do tego wszystkiego mamy inne dedykowane urządzenia.
Do robienia filmów - kamery;
Do robienia zdjęć - aparaty;
Do grania - konsole;
Do pracy - pc'ty;
Do czytania... - książki, czytniki...
Śmiem twierdzić, że przed tabletem świetlana przyszłość, ale będzie to raczej element ekosystemu. Póki co, tablet jest fajnym.. narzędziem do wejścia w tryb online i to tyle. Da się go użyć, kiedy w zasięgu ręki nie ma dedykowanego narzędzia. Innymi słowy, tak, można wbijać gwoździe siekierą, pod warunkiem, że nie mamy młotka. Jeśli mamy młotek, to jednak lepiej go użyć. Zwłaszcza, jeśli mamy wbić więcej gwoździ.
I jeszcze jedno - Tablet dając mnóstwo funkcji, możliwości, aplikacji - daje też wiele pokus do rozproszenia. Ponieważ wszystko jest na wyciągnięcie ręki, czasem korci, aby zerknąć na coś innego. I jeszcze innego. I jeszcze kolejne. A co tak naprawdę chciałem zrobić?
Kindle - wąska specjalizacja
A Kindle? On nie udaje, że jest czymś więcej. Jestem czytnikiem - to wyraża całym sobą. Jestem po to, abyś czytał na mnie książki. Nie pisz na mnie maili (choć możesz, jeśli naprawdę, naprawdę musisz). Nie przeglądaj na mnie Internetu (choć to też potrafię, jeśli ładnie poprosisz). Nie stworzono mnie po to, abyś zerkał wciąż na facebooka, Nie próbuj na mnie pisać recenzji. Czytaj. Jestem po to, abyś czytał. Więc... życzę Ci miłego czytania.
Kindle, wciąż będe to powtarzał, sprawia, że użytkownik zakochuje się w nim od pierwszego użycia. Do tego stopnia, że teraz trudno mi sobie wyobrazić wyjście z domu bez Kindle'a. Bo dzięki niemu, na wyciągnięcie ręki są dobre książki, które są lepsze niż niejeden serial, a na pewno lepsze niż prawie wszystko, co oferuje polska telewizja (o której tekst aż się prosi o napisanie). A czyta się na nim przyjemniej, niż na telefonie czy tablecie. I w zasadzie dokładnie tak samo, jak książkę. Z tą różnicą, że książki jeszcze nie są zaopatrzone w słowniki. A Kindle tak.
Czytanie na tablecie?
Po tych wszystkich peanach, czas na jedno dziwne pytanie. Czy jest coś, co na tablecie czyta się lepiej niż na Kindle? Do głowy przychodzą mi dwa takie byty. Maile i/lub czasopisma. Tu, ze względu na fotografie, układ, różnorodność, możliwość zagrania interaktywnością to tablet pokazuje swoją siłę. Tyle tylko, że dobrych czasopism do czytania jakby jest niewiele...
Ekran, czyli druga najważniejsza różnica między papierowym czytnikiem, a tabletem
Te dwa typy urządzeń stosują dwa zupełnie różne podejścia do sposobu wyświetlania treści. A może nawet nie tyle wyświetlania, a odświeżania treści jaką widzimy na ekranie. Aby tablet mógł być tak piękny, tak kolorowy, tak płynnie responsywny, musi robić dwie rzeczy - mocno świecić i często odświeżać ekran. Co znaczy często? iPad odświeża ekran 60 razy na sekundę - to coś co dla ludzkiego oka jest absolutnie niewidoczne (płynność widzimy przy 25 klatkach / sekundę), ale korzystając z takiego ekranu przez wiele godzin męczymy mocno wzrok.
A Kindle lub inny czytnik z epapierowym ekranem? On odświeża to, co jest wyświetlone na ekranie tylko wtedy, kiedy przechodzimy "na kolejną stronę". I nie musi robić tego więcej. Nie czerpie energii aby utrzymać treść na ekranie (może czerpać podświetlając ekran diodami). I ta różnica sprawia, że czytanie z czytnika jest dla oka prawie jak czytanie z książki. Choć do czytania książek zawsze zachęcam (czasem przewrotnie), to jednak kiedy ktoś chciałby czytać z tabletu lub telefonu mam takie... Wiesz.. teges.. no... lepiej jednak nie. Jeśli tylko możesz, to weź tę książkę w innej formie. Proszę.
Przewaga, która pojawia się z czasem
Kiedy kupujesz sobie jakieś urządzenie, zwykle nie wiesz jak długo Ci będzie ono służyć. Nie wiesz czy to będzie „zabawka” na chwilę, czy na lata. Telefon - zwykliśmy wymieniać co dwa lata (trochę nas tego nauczyły umowy abonamentowe), komputery pewnie co 5 lat, samochody co 10 czy 15. Tablet? Hmm... wszystko rzecz jasna zależy od potrzeb i możliwości, ale gry i aplikacje skwapliwie wykorzystują wszystkie dostępne zasoby więc od czasu do czasu „czuć” że nowy sprzęt się trochę prosi o uwagę. Czasem to jakaś nowa funkcjonalność, czasem zużywająca się bateria sprawia, że „a może by tak nowszy model...?”.
A Kindle? Pierwszego kupiłem w 2013 roku i nadal jest w rodzinie i dzielnie rodzinie służy. Drugiego kupiłem w 2015 i od tamtej pory jest moim głównym czytnikiem. Paperwhite trzeciej generacji, który mimo upływu kolejnych miesięcy i lat nie stracił nic ze swojej mocy. Niczego mu też nie brakuje. Nie potrzebuje wodoodporności, nie potrzebuje dłużej (niż trzy tygodnie) trzymającej baterii, może i fajny byłby ekran na równi z ramką urządzenia, ale... to zupełnie zbędne wodotryski. To jakbym oczekiwał fajerwerków od książki... a od fajerwerków w książce jest wszakże jej treść, a nie egzemplarz. Za dobry sprzęt Amazon zrobił, za dobry.
* Ale imho lepszy jest tablet na iOS'ie niż na Androidzie. Dlaczego? Bo tablet z Androidem - przynajmniej na tyle na ile się miałem okazję przekonać - to po prostu rozciągnięty do trochę większych rozmiarów smartphone... i choć to samo można by powiedzieć o relacji iPhone / iPad, to jakoś... jakoś nie. I nie mam tu żadnych dowodów na obronę, bo to jedynie moje własne wrażenie. Tabletów z Windowsem nie znam.
** bo nie zawsze ludzie wybierają to co lepsze, ani to czego bardziej potrzebują. Raczej wybierają to, co wydaje im się, że potrzebują. Nie zastanawiając się specjalnie po co im to. Kiedyś się przyda.
Z zupełnie innej beczki
Od jakiegoś czasu jestem zafascynowany tematem subskrypcji. Tego, jak wiele ich jest w naszej rzeczywistości i że możemy się na nie natknąć w absolutnie każdym aspekcie naszego codziennego i niecodziennego (sic!) życia. Dlatego rozwijam serwis Subskrypcje.pl, a na nich staram się, między innymi, zaprezentować rozmaite usługi subskrypcyjne, ale też podpowiedzieć, jakie stosować zasady, aby mądrzej zarządzać swoimi subskrypcjami, aby nas nie zjadły, a kiedy już spróbują, to podpowiadam gdzie można wytropić swoje subskrypcje.