Being Down Under – pierwsze chwile w Airlie Beach

Kiedy człowiek wybiera się w ponad tysiąc kilometrową podróż, powinien liczyć, że u jej celu będzie miał conajmniej pozytywną odpowiedź na pytanie, czy warto się tam pchać... Postaram się udzielić takiej odpowiedzi pod koniej tej notki, a w post scriptum zamieszczę dwa austalijskie sposoby na zadawanie bólu przybyszom ze świata zewnętrznego...

Poprzedni wpis zakończyłem na St. Lawrence, miasteczku wyjętym z niskobudżetowego westernu. Kiedy tam zasypiałem, nie byłem pewien czy to bardziej Miasteczko Twin Peaks, czy motel z 'From dusk till down'. Z jeden strony grozę budziły najprzeróżniejsze dźwięki, które dochodziły nas zewsząd a conajwyżej tekturowe ściany nic nie tłumily. Ani muzyki country, ani niosących się głośnych rozmów biesiadników, ani nawet ciężkich kroków, które odbijały się szerokim echem w wąskim korytarzu w nocnych ciemnościach. Pozostało tylko liczyć na to, że pozostali zmęczeni podróżni nie okażą się krwiożerczą ekipą pod wezwaniem, a nawet jeśli, to że nas oszczędzą... Na szczęście nawet tak zwariowana noc kiedyś się kończy.

Rankiem spotkaliśmy się z częścią hotelowych gości i wymieniliśmy pełne zrozumienia spojrzenia i grupowo uznaliśmy, że pobyt w tym miasteczku zdecydowanie należy zapisać w swoim życiorysie jako 'once in a life time experience', co niniejszym robię.
Continue readingBeing Down Under – pierwsze chwile w Airlie Beach

Being Down Under – Dziki zachód w drodze na północ…

Przyszło nam do głowy wybrać się na północ. W końcu nie często nadarza się okazja aby oglądać Wielką Rafę Koralową. Ta ciągnie się setkami kilometrów wzdłóż wybrzeża i nęci. Trochę poszukiwań, odrobina kombinacji i już wiemy. Jedziemy do Airlie Beach, mamy do zrobienia jakiej 1100 kilometrów. Można się tam dostać pociagiem - drooogo. Samolotem - niewiele taniej. Autokarem, ale to wciąż absurdalne koszty. Można próbować na rowerze lub rolkach, ale to jednak trochę daleko. Dlatego wybraliśmy auto, wypożyczone, rzecz jasna. Podróż najlepiej rozpocząć od nowego tygodnia, dlatego w trasę wyruszyliśmy w poniedziałek, niedługo po wschodzie słońca, kiedy w Polsce trwała jeszcze niedziela...

Mialabyć Toyota Corolla... Wyszedł Mitsubishi Lancer ;D. Po odrobinie formalności można było zasiąść za kioerownicą auta, które wspomnianą kierownicę miało z drugiej strony. Skrzynia biegów tajemniczo automatyczna i choć po środku, to jednak wciąż z drugiej strony... Dziwnie. Najdziwniejsze było jednak to, że kierunkowskazy - coś o czym się zupełnie nie myśli - też były chyba z drugiej strony. Brrrr...

Continue readingBeing Down Under – Dziki zachód w drodze na północ…

Slowotworstwo…

Pracobiorca - czasem pracownik - ten co bierze prace i bierze place... Pracodawca - ten co prace daje i za prace placi... Tak chyba jest w normalnym kraju, normalnych firmach... A moze to jak z legendami - niby jest w tym ziarnko prawdy, ale dzialo sie to bardzo dawno temu, za gorami, za lasami, w swiecie, gdzie byly takze krasnoludki...

Being Down Under – Zwierzyniec w uniwersyteckim parku?

Prosba byla o wiecej miejskiego info... coz, nie bardzo mam poki co okazje poznawac te miejskie australijskie zwyczaje, chociaz moze i te uda mi sie poznac. Na razie chodze i podgladam zwierzatka... A - co ciekawe - nie trzeba wiele szukac, zeby zrobic zdjecie, ktore w Europie wymagaloby nielada wyczynow. Rzecz ktora w australi ma niewatpliwe znaczenie to rozmiar. Wszystko tu maja duze, albo bardzo duze a najchetniej...

Being Down Under – nieco inne muzea

W dzisiejszej notce: Rzut oka na miasto. Bo takie widoki robia wrazenie... Jesli chodzi zas o aspekty kulturalne... Postanowilismy dowiedziec sie czegos wiecej o Australii i dlatego wlasnie wybralismy sie do muzeum. Trzy pietra poznawania roslinek, chrzaszczow, zolwiow, kangurow, samochodow, rowerow (ciekawy eksponat - rower strazacki dla czterech ratownikow (w podwojnym tandemie 2x2 [prawie 4x4 :D] - z przyczepka pomiedzy i wezem ciagnietym za soba...) jesli nie potraficie...

Being Down Under – Brisbane, miasto kontrastow

Nie pamietam dokladnie, czego spodziewalem sie jadac do Australii. Poza kangurami, koalami i takimi tam. Nie, nie podejrzewalem, ze czas zatrzymal sie w miejscu, ale tez nikt nie powiedzial mi, zeby spodziewac sie krajobrazow iscie amerykanskich. Tyle tylko, ze - przynajmniej w centrum - wiezowce mieszaja sie z architektura starsza... Od razu - tytulem wstepu i wyjasnienia - australijczycy chca miec swoje patio, wiec kazdy woli mieszkac we...

Being Down Under – z wizyta w australijskim zoo

Gdyby komus przyszlodo glowy wybrac sie w okolice Brisbane, polecam wybranie sie do lezacego nieopodal (jedyne - jak na ten kontynent, to jedyne 100 kilometrow) Zoo. Kilkugodzinny spacer bedzie obfitowal w naprawde fantastyczne widoki, w czasie przechadzki mozna spotkac: [nggallery id=13] A krokodyl - ten ze zdjęcia potrafi bardzo groznie zaatakować... Nie wiem czy kogos to interesuje, ale zdjecia i filmy zostaly wykonane niezawodnym Nikonem D90;]

Being Down Under – dzien pierwszy

Nie lubie australijskiego internetu. Wkurza mnie. Wlasnie zjadl mi wpis, gdzie bylo nieco o australijskim internecie, mewach, oceanie, jetlagu i o tym, dlaczego pisze bez polskich znakow... Coz... to zamiast marudzenia i wspominkow, bedzie kilka zdjec. Odkad pojawilo sie jedzenie, mewy staly sie naszymi najlepszymi przyjaciolmi. Najpierw pojawila sie delegacja powitalna... Mewia delegacja W miare uplywu czasu towarzystwo sie zlatywalo.. Przepraszam, czy tu karmia? W koncu mewy uznaly,...

Getting Down Under – dzien 0

To będzie długi dzień. Cholernie długi. Dość powiedzieć że zaczął się wczoraj o 17, a skończy jutro koło południa, a i to przy dobrych wiatrach. Wydawałoby się, że kiedy człowiek nic nie robi, w końcu albo czeka na samolot, albo czeka aż ten samolot doleci tam, gdzie człowiek zdąża, to się nie męczy. Ostatecznie jak bardzo męczące może być siedzenie? Otóż bardzo. A im dłużej człowiek czeka, tym...

Back to Top