Ponieważ od jakiegoś czasu zerkam nieśmiało w stronę inwestowania (na miarę swoich możliwości), zderzam się / stykam się raz po raz z takim stwierdzeniem, że wybierając / tworząc swoją strategię inwestycyjną muszę ją przygotować tak, aby była ona zgodna z moim profilem ryzyka.

Pozornie wydaje się to dość proste , ponieważ można dość łatwo wskazać, że ci, którzy od ryzyka stronią, powinni trzymać się gdzieś między zakopaniem gotówki zamienionej np w złoto w ogródku pod Jaworem lub dębem, a trzymaniem ich na koncie ROR, oszczędnościowym lub lokacie. Ci którzy ryzyko ujeżdżają pasjami powinni przyglądać się z bliska bukmacherce, rynkowi forex, kryptowalutom lub inwestowaniu z wykorzystaniem dźwigni, lewara czy innych bardziej wyszukanych narzędzi finansowych.

Grupie po środku zostaje składanie swojego portfela z obligacji (państwowych lub korporacyjnych), akcji, postępowanie zgodnie z zasadą dywersyfikacji i trzymanie się bardzo długiego horyzontu czasowego (aby swoje cuda mógł zdziałać niewielki nawet procent składany).

Inwestorom podpowiada się, aby swoje strategie budowali mając na uwadze, czy będa mogli wytrwać w jej założeniach także wtedy, gdy czas będzie dla nich mniej sprzyjający, lub gdy rynek zacznie swój ostry zjazd w dół (na ostry podjazd niemal wszyscy czekają bo są przekonani, że na to właśnie są gotowi). I warto się liczyć z tym, że na każdego inwestora przyjdzie czas (a przyjdzie czas na Ciebie 🎵).

Tylko skąd taki inwestor ma wiedzieć, na co jest gotowy, a kiedy sytuacja doprowadzi do tego, że będzie miał musiał zmienić bieliznę, rzucić to wszystko w cholerę i zakwestionować wszystkie swoje dotychzasowe decyzje? I czy w ogóle można się na to przygotować? Bo...

Rozważanie na temat tego, jak zareaguję kiedy moje inwestycje będą o 5 / 10 /15 / albo i 20% warte mniej dziś niż były warte wczoraj są absolutnie czczą rozrywka i jedynie naiwnym eksperymentem myślowym. Tym bardziej że na to się nie sposób przygotować. Żadne gry, żadne przyglądanie się notowaniom, żadne „inwestowanie na sucho" nie oddaje fikołków, na które wykonuje człowiek, kiedy zainwestuje / wyłoży na stół / parkiet własne pieniądze (por. jak zmienia się gra w Monopoly, kiedy grasz prawdziwą gotówką).

Doświadczam tego (myślenie, wątpliwości) choć rynek, w który wchodzę jeszcze nie zaczął przypominać rollercostera, a i mój wkład jest na razie ograniczony. Już teraz, choć kupuję jedynie fundusze ETF i w głowie mam przede wszystkim bardzo długi termin (o ile wytrwam i przeżyje), to nie raz zastanawiam się czego nie rozumiem i gdzie popełniam błąd. Gdzie nadużyta będzie moja niewiedza i naiwność.

Chciałem w tym miejscu umieścić, cytat, ale nie mogę go znaleźć, a tym bardziej jego autora, więc koniec końców mogę go „przekręcić" i sobie przypisać.

Ryzykiem jest wszystko to, o czym nie pomyślałeś analizując ryzyko.

Dla mnie jest to tym bardziej że kiedyś bardzo dobry - w moim odczuciu - rekruter wśród wielu celnych uwag o mnie powiedział:

Pan nie bierze pod uwagę ryzyka

Co zaskoczyło mnie o tyle, że mam wrażenie że jedyne co widzę, dostrzegam i na co zwracam uwagę, to ryzyko. Po prostu czasem umiem podjąć decyzją pomimo tego, że ryzyko widzę. Choć, rzecz jasna, mówię tylko o tym ryzyku którą jestem w stanie dostrzec. Tylko kiedy decyzja została podjęta to - wydaje mi się - ryzyko już uwzględniłem.

Pytanie, czy na każde ryzyko możemy się przygotować i przewidzieć. Oczywiście, w tym miejscu wjeżdża Nassim Taleb na czarnym łabędziu, i mówi, żeś naprawdę niewiele widział i będzie miał cholera rację.

No ale, panie premierze, jak żyć jeśli w inwestowaniu najważniejsze jest psyche, to powiedz mi proszę, jak się przygotować na sytuację w której

After the crash of 1929, stock prices started to rise, increasing by 30% by 1931. The crash of 1932 was completely unexpected and the worst in the twentieth century. It drove stock prices down by 89%. If you had $1,000 invested in the Dow on September 3, 1929, it would have gone down to $109 by July 8, 1932.

Tao of Charlie Munger

Na samą myśl żołądek zwija mi się w supeł i ssie kciuka. Od środka.

Z jakim pytaniem Cię mogę zostawić na koniec, spytam - jakie ryzyko starasz się zneutralizować i skąd wiesz, czy wybrates/aś najlepszą do tego taktykę?

Także tak... Nie ma za co i życzę Ci spokojnej nocy.

Z zupełnie innej beczki

Od jakiegoś czasu jestem zafascynowany tematem subskrypcji. Tego, jak wiele ich jest w naszej rzeczywistości i że możemy się na nie natknąć w absolutnie każdym aspekcie naszego codziennego i niecodziennego (sic!) życia. Dlatego rozwijam serwis Subskrypcje.pl, a na nich staram się, między innymi, zaprezentować rozmaite usługi subskrypcyjne, ale też podpowiedzieć, jakie stosować zasady, aby mądrzej zarządzać swoimi subskrypcjami, aby nas nie zjadły, a kiedy już spróbują, to podpowiadam gdzie można wytropić swoje subskrypcje.

Back to Top