Są takie książki, do których wracam. To wcale nie muszą być szczególnie dobre książki, albo niosące w sobie wielką wartość, zwyczajnie czerpię przyjemność z czytania ich. Sięgam po nie także wtedy, kiedy nie wiem co czytać kolejnego, albo mam moment zawieszenia w czytaniu książek już rozpoczętych.
Jak już wspominałem, lubię kryminały, zwłaszcza skandynawskie. W pewnym stopniu Millenium Larssona rozbudziło we mnie na nowo głód czytania, więc przygody Mikaela i Lisbeth czytałem już kilkakrotnie, za każdym razem sprawiając tym sobie duża frajdę. Podobnie rzecz się ma jeśli chodzi o Harrego Hole (czyt. Holi), któremu wybacza się wiele, zapewne przez wzgląd na to, jak bardzo niszczy i okalecza go autor cyklu, czyli Jo Nesbo. Na całe szczęście, im większą krzywdę Nesbo mu czyni, tym większą determinacją i nadprzyrodzonymi zdolnościami przetrwania wykazuje się Harry. Niezwykła symbioza;)
Losy Harrego chciałem sobie odświeżyć przed przeczytaniem najnowszej, 11 części - Pragnienia. W przypadku "Pierwszego śniegu" dodatkową okolicznością jest to, że w zeszłym roku do kin weszła też adaptacja akurat tej książki, niestety recenzje, które spotkałem były więcej niż ostrożne, więc na film się chyba szybko nie skuszę. Mogę za to polecić filmową adaptacją Łowcy Głów czy Jackpot nakręcony na podstawie scenariusza Nesbo.
Pierwszy śnieg (podobnie jak pozostałe powieści z cyklu) wciąga. Ciekawa intryga, wartka akcja, i umiejętność wodzenia za nos czytelnika sprawia, że lektura upływa szybko. Czy to jest wyjątkowa powieść... nie. Co gorsza, im więcej się czyta, tym większe się ma porównanie, tym wyżej się zawiesza poprzeczkę. Harry jest rozrywką, ale jeśli ktoś szuka mocniejszych wrażeń, zachęcam do sięgnięcia po Lemaitre (tu lub tu).
Tych, którzy Holego jeszcze nie znają, a chcieliby poznać jego losy, zachęcam do czytania cyklu po kolei, bo choć każda z powieści stanowi osobną historię, całość układa się w ciekawe studium norweskiego policjanta regularnie przegrywającego swoje bitwy z alkoholowym nałogiem.
Z zupełnie innej beczki
Od jakiegoś czasu jestem zafascynowany tematem subskrypcji. Tego, jak wiele ich jest w naszej rzeczywistości i że możemy się na nie natknąć w absolutnie każdym aspekcie naszego codziennego i niecodziennego (sic!) życia. Dlatego rozwijam serwis Subskrypcje.pl, a na nich staram się, między innymi, zaprezentować rozmaite usługi subskrypcyjne, ale też podpowiedzieć, jakie stosować zasady, aby mądrzej zarządzać swoimi subskrypcjami, aby nas nie zjadły, a kiedy już spróbują, to podpowiadam gdzie można wytropić swoje subskrypcje.
Z perspektywy czasu zrezygnowałbym z „Człowieka Nietoperza” i „Karaluchów” i zaczął od „Czerwonego Gardła”.
Ja dokładnie od czerwonego gardła poznałem Harrego, ale człowiek nietoperz zdecydowanie ma swój urok (choć może tu się przejawia moja słabość do Australii). Karaluchy… jak Karaluchy:)
Za to byłem pod wrażeniem filmowej wersji „Łowców głów” i wydaje mi się, że w tym wypadku to bardziej ekranizacja niż adaptacja.