- Jak gdyby nigdy nic, jak gdybym nie zniknął na kilka tygodni, zacznę od tego, co w tym tygodniu, w tym „numerze*” tygodniówki wydaje mi się najważniejsze. Zacznę od piosenki, której tekst został określony, w usłyszanym przeze mnie wywiadzie (o którym za chwilę), jako jeden z najwybitniejszych tekstów polskiej kultury:
- Zaczynam od tego właśnie, bo przesłuchawszy tej piosenki kilka razy w ciągu ostatnich dni, chcę Ci zwrócić uwagę na dwie rzeczy. Po pierwsze, jest wcale niemała szansa, że jest ktoś, dla kogo Ty właśnie jesteś "lekiem na całe zło". Jesteś dla kogoś tak właśnie ważny, tak właśnie bliski, tak właśnie potrzebny.
To cenne jest. To powinno, tak myślę, pielęgnować w nas wartość, ludzkość. - Po drugie, (choć punkt to trzeci), chcę Ci podpowiedzieć abyś, jeśli masz w swoim świecie kogoś takiego, kto jest Twoim lekiem, przypomniała / przypomniał mu / jej o tym. Najlepiej tak bardzo wprost, znajdź chwilę, znajdź przestrzeń i podziel się tym. Niech to będzie Wasz wspólny czas. Myślę, że potrzebujemy tego. Ciepła, czułości, bliskości. Róbmy ludziom dobrze.
- Tu znajdziesz wywiad do którego się odnosiłem. To rozmowa, którą widziało / słyszało chyba bardzo mało osób, (wnoszę po liczbie wyświetleń na yt). To… wydaje mi się dobra rozmowa, nieidealna, ale… dobra. Naiwnie myślę, że to może być pierwszy znak, że może coś się w naszej przestrzeni / rzeczywistości zacznie zmieniać. Oj, naiwnie myślę…
- W moje ręce wpadła ostatnio lista 68 dobrowolnych porad. Lubię takie zestawienia, choć zdecydowanie traktuję je jako ciekawostki, a nie jako prawdy objawione. Jeden z punktów przytoczonych na tej liście to "Zaufaj mi, nie ma żadnych "ich".
(Inna z porad / podpowiedzi które tam znalazłem i zapamiętałem, to "Entuzjazm dodaje 25 punktów IQ" - brzmi bardzo nienaukowo, ale jakże zasadnie).
No właśnie, nie ma żadnych "ich", sa tylko "Ci z nas, którzy"… (cholera, pisałem o tym w drugiej, historycznie drugiej tygodniówce). - Wracając do rozmowy - ona zdecydowanie nie wyczerpuje wątków podziału, ale jest kolejnym ziarenkiem, które może zachęcić na do tego, abyśmy jednak zrozumieli jedno - musimy rozmawiać. Musimy szukać punktów wspólnych. MY musimy znajdować punkty wspólne. Nie możemy oczekiwać że ktoś zrobi to za nas, że przyzna nam rację i powie nam "Wy byliście oświeceni".
To będzie chyba w tym wszystkim najtrudniejsze, bo wszyscy zakładamy, że zanim zaczniemy rozmawiać o przyszłości, oczekujemy że ktoś do nas przyjdzie i nas przeprosi. I że zrobi to z przekonaniem, a nie dla świętego spokoju (żeby było zabawniej, w sobotę, kiedy napisałem ten słowa, Donald Tusk zatweetował. Gorzej, nawet jak przyjdzie i przeprosi to bedziemy zapewne spodziewać się (i wypatrywać) tego momentu, kiedy znowu będzie znowu mógł / mogła nam wypomnieć że "wtedy, a wtedy zrobiłeś to a to i dlatego nic z tego".
(Dopisek poniedziałkowy - już można przeczytać, że twit Tuska był nie dość i że to przede wszystkim atak, a nie przeprosiny i że się nie pokajał wystarczająco... oesuuuuu).
- Oj nie łatwo nam będzie, bo są w narodzie rachunki krzywd, i dopóki ich nie wyrównamy, dopóki nie rozliczymy, dopóki ich żywym ogniem nie wypalimy, nie możemy być razem (jako społeczeństwo, rzecz jasna). Tak sobie myślę, że jakby mi ktoś taką przyszłość wieścił, to będąc u władzy, zrobiłbym zapewne wiele, żeby wiedział, że on się tego nie doczeka, a im bardziej prawdopodobne owo rozliczenie (o wypalaniu nie wspominając) by było, tym bardziej bym wierzgał i tym bardziej sięgał po wszelkie sztuczki i kruczki aby tego przykrego losu uniknąć.
Nie da się docelowo uniknąć? Może da się opóźnić? Każdy jeden dzień wart jest uchwycenia. Mam wrażenie, że metoda "na przedawnienie" może być równie skuteczna co metoda na wnuczka. - W tej rozmowie pobrzmiewa - "ale wy nas wcześniej bardziej", oraz "ale nie zapominajmy o…". Naród historyków jak nic. Skąd wobec tego moja nadzieja? Skąd naiwność że może być lepiej? Ano stąd, że w ogóle zaczynamy rozmawiać i zaczynamy siebie zapraszać, aby tego kogoś drugiego choć spróbować usłyszeć. Może… aż nie wierzę że to napiszę, może… może zaczyna nas uwierać wygoda naszej własnej banieczki i może zaczynamy dostrzegać że jest ona fałszem podszyta i że nie czeka nas nic dobrego? Nie… to na pewno nie to. Wychodzi na to, że nie ma jednego dobrego powodu, dla którego moja nadzieja miałaby prawo się tlić. Cóż, widać chwytam się każdego promyczka, każdej brzytwy, która pozwala uwierzyć, ze jednak możemy ze sobą rozmawiać. Że to tędy droga. Że w sytuacji trudnej znajdziemy sposób, by się naszą tolerancją na nietolerancję wykazać. Bardzo bym tego chciał, choć próbując spojrzeć na to racjonalnie, to niemal nieprawdopodobne. Jedyne co pozostaje, to pamięć o tym, że nie umiemy w prawdopodobieństwo, racjonalność ani czarne łabędzie.
- A kiedy już stracę resztki nadziei, to co mi pozostanie? W co się wtedy będę bawić? Może… Lego? Właśnie… czy wiesz, dlaczego Lego? Nazwa pochodzi od duńskiego zwrotu "leg godt" który oznacza "graj dobrze". Dziś będzie troszkę o Lego właśnie.
- Zapewne wiesz, że Lego to założona w 1932 roku firma, która w ostatnich latach przeżywa ogromny renesans, ale… niecałe 20 lat temu, w roku 2003 wcale nie wyglądało to tak kolorowo.
- Niby nie było źle, ale nie była to pełnia rozkwitu. Wspominam o tym przede wszystkim dlatego, że nie całkiem zdajemy sobie sprawę jak wiele może się wydarzyć w ciągu 20 lat. Jak będąc "średniakiem" można zostać "gigantem", a będąc gigantem można zaliczyć nieprawdopodobny zjazd (porównaj z finansową i sportową sytuacja Barcelony, klubu, którego nazwa dla chyba wszystkich kibiców na świecie oznaczała przede wszystkim "potęga" i "sukces".)
- Z tym Lego to niezwykłe jest to co ludzie potrafią z nim zrobić. I nie chodzi mi tylko o te rzeczy, które zaprojektowali sobie certyfikowani i opłacani konstruktorzy. Obczaj na przykład maszynę do pisania z Lego..
- Żeby było jeszcze zabawniej, tego (tzn takich maszyn do pisania) jest więcej. Na ten przykład jedna jest tu
- Mnie natomiast do zbierania szczęki z podłogi skłonił gość, który robi rzeczy niezwykłe z bardzo prostych elementów Lego, przy okazji sprawiając, że klocki jęczą, krzyczą i drżą…
albo to:
- Swoją droga nie wiedziałem, że jak donoszą użytkownicy pod jednym z filmów, brązowe klocki lego mają tendencję do pękania…
- Ponieważ tygodniówki nie było dłuższy czas i mam trochę zaległości, to wrócę historii z początku września, kiedy przy okazji paraolimpiady Michał Pol zamieszczał na swoim Twitterze poruszające historie paraolimpijczyków, jak choćby ta:
- To jest w ogóle niesamowite, jak w zupełnie nieprawdopodobnych okolicznościach potrafią powstawać rzeczy wielkie, inspirujące, dodające otuchy… jak choćby sztuka, która powstaje w piekle kobiet:
- A kiedy myślimy sobie, że takie rzeczy dzieją się tylko gdzieś daleko od nas, i my nic na to poradzić nie możemy, to pamiętajmy o tym, że na naszą skalę także nasz świat, ten zachodni, postępowy, europejski jest także niełatwy dla kobiet…
- Że mało, że jestem tendencyjny, że w ogóle o co mi chodzi? No to proszszsz… jeszcze taka kampania, którą zapewne musiałaś / musiałeś widzieć (choć nie na naszych ulicach, a na naszych socialach) i… gdyby nie pokazywała / nie dotykała prawdy, to przecież by nie była potrzeba…
- I żeby dopełnić jeszcze tego obrazka pięknego świata, w którym żyjemy… czy wiesz że w roku 2021 zanotowaliśmy jedną z największych w historii dziur ozonowych?
Że zacytuję jeden z komentarzy - byłem przekonany że to akurat jeden z tych kłopotów i problemów, które już rozwiązaliśmy. No więc jednak nie. Jak się okazuje, jako ludzkość jesteśmy znakomici w generowaniu nowych wielkich problemów, które znakomicie wyrzucają z naszej uwagi i świadomości wcześniejsze nierozwiązane problemy. Brawo my.
- Tym bardziej (taką zastosuję niewyszukaną klamrę) potrzebujemy ludzi, którzy sprawią, że będzie nam ciut lżej. Bądźmy też tymi ludźmi, którzy ułatwiają świat innym. Co nam szkodzi.
* tak, wiem, numeracja rozjechała się totalnie..
Z zupełnie innej beczki
Od jakiegoś czasu jestem zafascynowany tematem subskrypcji. Tego, jak wiele ich jest w naszej rzeczywistości i że możemy się na nie natknąć w absolutnie każdym aspekcie naszego codziennego i niecodziennego (sic!) życia. Dlatego rozwijam serwis Subskrypcje.pl, a na nich staram się, między innymi, zaprezentować rozmaite usługi subskrypcyjne, ale też podpowiedzieć, jakie stosować zasady, aby mądrzej zarządzać swoimi subskrypcjami, aby nas nie zjadły, a kiedy już spróbują, to podpowiadam gdzie można wytropić swoje subskrypcje.