1. Są czasem takie dni, że cały plan bierze w łeb przed godziną ósmą i potem przez cały dzień próbujesz dogonić swój własny cień, który z Ciebie bezczelnie drwi. Piątek był dniem takiego berka. Marne to wytłumaczenie, pewnie ma coś wspólnego z planowaniem. Będzie dziś o tym kilka słów, tym bardziej, że
  2. Zeszłotygodniowa tygodniówka kończyła się słowami:

    Bo za tydzień… będzie o śnie. O czytaniu na głos. O Trumpie (i jego pieniądzach). O tym co zmieniłem w swoim planowaniu… tak, już wiem co będzie za tydzień, bo uznałem, że jak to wszystko wpakuję w tę jedną notkę, to już więcej do mnie nie wrócisz z przesytu…


    Brawo Wicie. Bądź łaskaw ograniczyć swoje zapędy predykcyjne, zwłaszcza wobec własnych zobowiązań. bo najlepiej na świecie wiesz, że to Ci różnie wychodzi. No ale jak żeś sobie nawarzył, to teraz pisz.
  3. Zacznę od wątku planowania.

    Po pierwsze... - wybacz, bez wyliczanki nie umiem, bo się gubię - zatem, po pierwsze dlatego, że wkroczyliśmy już w ostatni kwartał roku 2020, i powoli, nieśmiało, nieśmiało możemy zacząć przymierzać się i zerkać, co by tu zrobić ze sobą jak już 2020 przetrwamy.


Właśnie, jeżeli dotrwamy powinniśmy sobie wszyscy przyznać jakąś formę odznaki. Tak jak w paszporcie miałem wbite "I have crossed the Arctic Circle", tak powinniśmy mieć gdzieś odznaczone "i have survived 2020". Inna rzecz, nie mów Wicie hop.

Natomiast jeśli chodzi o planowanie, to pragnę nieśmiało przypomnieć ten wpis Planowanie roku i tygodnia z Notion, gdzie pokazuję swój pomysl na przygotowanie sobie planera i na tydzień, ale - co jeszcze ważniejsze - zachęcam do stworzenia sobie manifestu.

  1. Przy czym, chciałbym Ci powiedzieć, że trochę przy tym narzędziu majstruję. Bo z jednej strony bardzo mi służy, z drugiej czuję pewną jego niedoskonałość.

    Rzecz w tym, że w każdym tygodniu stawiałem nową listę zadań, co było by bardzo wygodne i bardzo zasadne, gdybym umiał też zamknąć wszystkie tematy w tygodniu, do którego został przypisane. No cóż, mój prokrastynator ma się dobrze i zdrowo, więc tematy się czasem przeciągają. I w obecnym układzie, musiałbym je przepisywać, a to komplikuje rzeczywistość.

    Rzeczy komplikujące rzeczywistość należy usuwać, marginalizować bo... nie są potrzebne, ale też nawet takie maleństwa mogą wysadzić w kosmos całą koncepcję, cały nawyk, całą chęć. To w sumie niezwykłe jak krucha potrafi być nasza własna determinacja.
https://youtu.be/lj5SzG4XHJo
  1. Więc co majstruję? Wprowadziłem jedną listę zadań, na której bazują kolejne tygodnie (jak już to wymyśliłem, to to jest z zasadzie oczywiste...). Dodałem nie tylko termin realizacji, ale też sygnalizację na jakim etapie dane zadanie jest. Dodałem krótki status i miejsce na określenie kolejnych kroków. Na wszelki wypadek, dodałem też priorytet, oraz - stosowaną w linkowni, opcję "już". Wygląda to teraz mniej więcej tak:
  1. Powoli powstaje usprawnione planowanie. Jeszcze nie wszystko jest tak jakbym chciał (jak choćby to że status opublikowanego elementu nie powinen już mnie poganiać). Jak skończę testować, to poprawię dostępne szablony i udostępnię dla chętnych swój przepis. 6. Natomiast z tym planowaniem jest też jeszcze jedna refleksja, którą zresztą też sobie na stałe wpisałem w planowanie tygodnia:
Tako rzecze Witoelho
  1. Z planowaniem wiąże się jeszcze jeden wątek - cel, czyli kierunek. Bo planuje się po coś. To planowanie ma czemuś służyć. I tu napotykam całkiem sporą trudność (moją własną, prywatną). Zaatakowała mnie w niedzielę i trochę mi od niej szumi w głowie.

    Brak mi celowości. Brakuje mi kierunku, brakuje mi celu zawodowego, osobistego. Ten cel mógłby dawać sens. Bo kiedy masz cel, to się do niego przybliżasz. Robisz krok i możesz zweryfikować, czy to krok w dobrym kierunku, czy Cię do do celu przybliżył.

    Nie nauczyłem się stawiać celów firmy, jako własnych... Publicznie takie rzeczy pisać, to może nie być najlepszy pomysł, więc od razu dodam - to nie oznacza, że nie chcę firmie w osiąganiu celów pomagać - chcę. Natomiast nie stają się one moimi celami życiowymi. Mała wielka różnica. A ja nadal jestem bezcelowy.
  2. Cele pomagają też o tyle, że można je osiągać. Można się na nich skupić. Kiedy powiesz sobie - chcę oszczędzić taką a taką kwotę - robisz to. Kiedy powiesz sobie - potrzebuję znaleźć zatrudnienie - robisz to. Kiedy powiesz sobie - chciałbym przebiec 10km poniżej godziny - dążysz do tego. To pomaga. Brakuje mi celu. Tydzień temu mi to nie przeszkadzało, nie myślałem o tym. Teraz to zobaczyłem, poczułem, nazwałem. Mam świadomość, nie mam celu.
  3. Osiąganie celów jest fajne, tym bardziej, że pozwala (jak już się zatknie ten swój sztandar na upragnionym szczycie) rozejrzeć za nowymi. Pamiętam jak wielkie wrażenie zrobił na mnie Finansowy Ninja (tak wielkie, że to książka, którą uważam, że każdy powinien przeczytać) i mocno uporządkowała moje podejście do finansów. Swoją drogą, muszę wrócić do spisywania wydatków, bo wersja "spokojnie, stać mnie" jest bardzo wygodna, ale... jakoś oszczędności od niej nie przybywa.
    Oszczędności to pierwszy krok (w zasadzie drugi - pierwszym jest ogarnięcie ewentualnych zobowiązań). Kolejnym krokiem są ewentualne inwestycje, a dotychczas mi z nimi jakoś nie szło. Nie szło, bo i wiedzy nie starczało. Jak wspomniałem w zeszłym tygodniu, zaczynam działać z Finaxem i ETFami, ale teraz w moje ręce (dzięki rekomendacji Marcina) trafiła:
  1. Tak więc znowu zdradzam Kahnemana.. ale Finansową Fortecę Marcina Iwucia, choć to prawdziwa cegła, czyta się bardzo szybko (przynajmniej na razie, póki ugruntowuje ona moją obecną wiedzę). Lubię książki, które zmuszają mnie do myślenia, lubię książki, które potrafią mnie wytrącić i każą stanąć troszkę obok i zastanowić się nad tym, co się robi i jak się myśli. Ledwie Fortecę napocząłem, a już:
    • dostałem trochę po uszach, za wiarę w pieniądz papierowy. Bo nie ma on oparcia o wartość, a skoro tak, to zdecydowanie zbyt zależny jest od polityków. I to nie tylko w naszym kraju, ale w zasadzie w każdym kraju naszego świata. Więc trzymanie swojego majątku w tej formie, to nie jest najbystrzejsze rozwiązanie.
    • pieniądze mają jeszcze jedną zasadniczą wadę. Ze względu na swoją konstrukcję, tracą wartość w czasie, a że czas szybko płynie, one równie szybko (a nawet szybciej) wartość tracą. Przy naszej inflacji, aby pieniądze zachowywały swoją moc nabywczą, musiałyby przyrastać około 5% rocznie. RORy są nieoprocentowane, oszczędnościowe są nieoprocentowane, lokaty w najlepszym razie trzymają się na poziomie 1% (a i to sukces). A gdzie ja trzymam swoje dotychczasowe oszczędności? Więc, że tak błyskotliwie spytam Wicie: 
  1. zostałem więc zmuszony do zweryfikowania swojego dotychczasowego postępowania i... mam tu trochę do poprawy. Jak choćby poduszka finansowa. Do tej pory, wydawało mi się, że ją mam, i że czas patrzeć w stronę inwestycji. No więc... choć Forteca nie zawiera żadnego nowego przepisu na poduszkę, kazała mi na nią spojrzeć i chwycić się za głowę, gdyż jej niedoszacowałem. Stąd plan na najbliższe miesiące - zwiększyć, zwiększyć, zwiększyć. I zastanowić się, jak ją rozdzielić, żeby nie kwitła.
    • Ale żeby nie było tak pochmurnie, to po raz kolejny przypomniano mi, że mądrą formą inwestycji jest inwestycja w siebie, gdyż jeśli uda się zadbać i zdobyć trochę większy przychód, to ten wysiłek może być wart więcej (i przynieść więcej efektu) niż najlepsza nawet inwestycja. Bo za dobrą inwestycję przyjąłbym taką, która pozwala mi mój kapitał rocznie zwiększać o... 10%? No bo... to by znaczyło, że z zainwestowanego tysiąca chciałbym po roku móc mieć 1100.

      To nie brzmi (chyba) jakoś przesadnio wydumanie (choć pewnie jest to jakiś absolutnie szalony wynik). Ale równocześnie jest to cały czas mniej, niż odsetki na jakie bank pożycza pieniądze (ostatnio Alior zaproponował 13,38%). No to te 10 może jednak nie jest absurdem.

      Od 2016 roku spisuję co miesiąc stan na swoich kontach (ilość kont nie mnoży posiadanych na nich środków, prędzej mnoży koszty z kontami związane). Żeby było zabawniej, zacząłem to robić w październiku, więc mogłem szybko i sprawnie sobie to porównać i... cholera... w pierwszym roku +30%, w drugim roku + 30% , w trzecim +30%, w czwartym -15% (ale to dlatego, że trochę pieniędzy mam u ludzi). Ja wiem że baza niewielka, przez co o wzrosty łatwiej, ale... trochę przybiłem sobie wirtualną piątkę.
  2. W tym temacie, taki prosty tweet:

cholera... tzn. technicznie, w innym życiu ja już zarobiłem jakieś pieniądze w Internecie. Tylko wtedy to trochę bardziej Sławek niż ja, ale... no da się. I to wcale nie było takie cholernie trudne. Może jednak więc warto by się tu było zastanowić....

  1. Skoro już o książkach mowa, w ostatnim czasie skończyłem czytać "Ślepnąc od świateł" oraz słuchać Bernarda Minier - Nie gaś światła. Ta druga pozycja to kryminał, cykl o komisarzu Servaz. Dość klimatyczna, dość mroczna (choć nie tak mroczna jak Lemaitre) i po wysłuchaniu tej książki mam wrażenie, że Minier bardzo nie lubi swoich kobiecych bohaterek. Nie ustaje w wysiłkach aby sprawić im krzywdę. Natomiast Ślepnąc...
  2. Ślepnąc... Najpierw oglądałem serial, potem sięgnąłem po książkę. Z serialu zapamiętałem przede wszystkim koszmarnie drewniane dialogi i mistrzowskie aktorstwo starej gwardii. Pazura, Chabior, ale przede wszystkim Frycz robili niesamowitą robotę, niesamowity klimat 
  1. A książka... Cóż.. ma swój klimat, ma swój urok, ale dialogi są równie drewniane, co w filmie. Pewnie taki był zamysł autora, ale to potrafi czasem irytować czytającego. Natomiast ma też fragmenty, które zupełnie inaczej brzmią kiedy się je czyta tylko oczami po słowach wędrując, a zupełnie inaczej wybrzmiewają, kiedy się je czyta na głos. Ciekawe, czy autor zrobił to z premedytacją, czy chciał by ludzie spróbowali przeczytać jego tekst na głos.
  2. A skoro ślepnąc od świateł, to czas na sen. Już wspominałem o tym, że to niespodziewanie ważny aspekt naszego życia, że wpływa na zdrowie, efektywność i na kondycję psychiczną. Że odmawianie sobie snu jest złym pomysłem. Natknąłem się na taki artykuł, który wręcz mówi że "sen to hack produktywności". Ja mimo wielu składanych sobie obietnic, chodzę spać późno.

    Odkąd mam opaskę (i zaskakuje mnie to, że w zasadzie towarzyszy mi ona non stop), dostaję też rano podsumowania swojego snu. I opaska twierdzi / podpowiada jakiej jakości sen miałem i tu rzut oka na wyniki z ostatnich trzech dni:
  1. Zaciekawił mnie ten "deep sleep". Co zacz i kto zacz. Ile tego snu powinienem dostawać? I co zrobić, żeby dostawać go więcej? Z tego co udało mi się przeczytać wynika, że - ilość głębokiego snu maleje z czasem, że może wynosić około 2h kiedy jest się przed 30, i niewiele ponad 30 minut (lub mniej) kiedy ma się ponad 65 lat. To ta faza snu odpowiada za wypoczywanie i regenerację. Będę się jej przyglądał dalej. Na razie sprawdzam, czy korzystanie z medytacji i ćwiczeń oddechowych przed snem, poprawia jego jakość.
  2. Tu jeszcze jeden ciekawy artykuł o badaniach nad snem. Potrzebujemy 7.5h snu dziennie. Kto z nas tyle dostaje? I co ciekawe, faza REM u dzieci trwa dużo dłużej, bo do wieku 2,5 roku pozwala na gwałtowny rozwój mózgu, tworzenie i wzmacnianie połączeń neuronowych, potem nagle przechodzi w tryb utrzymania tego, co udało się zbudować przed pierwszych 30 miesięcy. Żeby było ciekawiej podobny proces ma zachodzić także u zwierząt (tylko proporcjonalnie krócej, ale mniej więcej do tego samego momentu rozwoju).
  3. Czy wiecie że ruszył nowy sezon Śledztwa Pisma? Pierwszy zrobił na mnie niesamowite wrażenie, ciężko się było oderwać, ciężko było uwierzyć. A już teraz możemy poznać nową, historię kryminalną rodem z Polski. Posłuchajmy... 
  4. Bo przecież nie powinno być nic trudnego dla gwiazdora reprezentacji Bułgarii i Barcelony żeby pobawić się skakanką...

 równocześnie, jestem pod wielkim wrażeniem tego, co potrafi tylko trochę od niego starszy Cruyff. Aż sprawdziłem ile lat ma tu Cruff - 48. Tak, chciałbym mieć taką sprawność mając 48 lat. W kurtce puchowej...

  1. Ponieważ jesteśmy przy piłce, to to jest wyjątkowy wątek:

Powtarzam, wątek. Tego w linku jest więcej.

  1. Teraz mamy dwie możliwości. Pójść po skojarzeniach władzy, albo po skojarzeniach sportu... Może zacznijmy od sportu. Bo to jest niesamowite, że kiedy tylko wymyślisz sobie jakieś ograniczenia, to przychodzi ktoś i mówi Ci - ograniczenia? Kochany, to nie dla mnie.
https://twitter.com/Adampolakpl/status/1313894546808467458?s=20

Wow, no wow.

  1. Niestety, po drugiej stronie tego samego zwrotu, są też politycy. Ci Polscy. Nie całkiem umiem tę myśl schwycić, ale mam taki wewnętrzny zgrzyt, który mówi, że jest coś poważnie niewłaściwego w tym, że ludzie, którzy powinni odpowiadać przed trybunałem za swoje działanie, bezkarnie nadal bawią sie w rządzenie.
    Za co przed trybunałem?
    Za psucie (moim zdaniem) naszego kraju.
    Za traktowanie go jak prywatny folwark.
    Za nieodpowiadanie za nic.
    Za to, że przepieprzyli pół roku, i nie zrobili nic, aby przygotować się, przygotować nas do nieuchronnej drugiej fali.

    Jestem pełen obaw wobec sytuacji, jaka czycha na nas za rogiem i jestem przerażony indolencją i brakiem jakiejkolwiek woli żeby nad sytuacją zapanować, po stronie rządu.

    Bo ważniejsze jest dobrze się bawić i okładać się łopatkami w piaskownicy.
  2. CoVID ma też jedną cechę, o której nie myślimy. Jest pierwszym wydarzeniem naszego życia, które zmienia radykalnie świat, jaki znamy.
    Nasi dziadkowie mieli świat przed wojną, wojnę i po wojnie - radykalne zmiany.
    Nasi rodzice znali świat PRL i przejście do wolnej, kapitalistycznej Polski.
    My przed ostatnie 30, 35 lat nie mieliśmy okazji doświadczyć wydarzenia, które nagle przestawia rzeczywistość. Aż do CoVIDu.

    Ciekawe czy będziemy dzielić nasze życie na przed i po CoVIDzie. Bo zakładam, że przed nami życie po CoVIDzie, ale... przyjdzie nam na nie poczekać jeszcze rok. Niezależnie od tego, jak bardzo groźne miny i głupie słowa wypowiadają miłościwie nam (i nie nam) panujący.
  3. A właśnie. Mistrz ceremoni, taki piękny, taki hAmerykański, który tak wiele nauczył się o wirusie, że teraz będzie nas przekonywał, że nie ma się czego bać (pod warunkiem, że masz do dyspozycji najlepszych medyków świata). Tylko... czy byłoby Cię na nich stać, gdybyś kochany nie był tam, gdzie jesteś? Niekoniecznie...
    Z tej okazji zabiorę Cię w interesującą podróż po świecie finansów, wzlotów i upadków biznesowych Trumpa. Ciekawa w treści, ciekawa w formie.
    NYT chyba najlepiej wykorzystuje możliwości jakie daje online do przedstawiania treści.
  4. Inna rzecz - potrzebujemy też tych słów otuchy i motywacji - że damy radę, że nasze rodziny, nasze społeczności, nasze społeczeństwa, nasze narody i nasza ludzkość ogarnie zmagania z tym wirusem. Tylko niekoniecznie chcemy słyszeć je wypowiadane przez klaunów i kłamców. Za mistrzem Młynarskim
I w mądrych ludziach przygasł duch, 
Choć ciągle im tłumaczę, 
Że gdy to samo śpiewa dwóch, 
To nie to samo znaczy!
  1. A tu jeszcze jedna ciekawa obserwacja dotycząca tego, jak można rozumieć te finansowe zabiegi prezydenta (bądź, co bądź) Stanów Zjednoczonych: 
  1. Jako że jesteśmy przy wygibasach.. .to ja nie wiem czy mnie to bardziej zachwyca, czy przeraża... w każdym razie mój błędnik mówi - nie, jednak nie, może jednak nie próbuj:
https://twitter.com/FigenSports/status/1311982094424379392?s=20
  1. Ciekawa rzecz, niemal dostałem choroby lokomocyjnej przyglądając się tej przejażdżce Kubicy:
  1. I na koniec taka obserwacja czysto fizyczna... Nieoczywista 😉 
https://www.youtube.com/watch?v=mBaT7hdqDu8
  1. W ostatnim punkcie spróbuję Cię jeszcze zachęcić do bazgrania. Bez celu. Dla przyjemności pisania. Bo z tego pisania / bazgrania / szlaczków, pojawiają sie myśli całkiem niespodziewane, nieoczywiste. Mnie na ten przykład pozwoliły zastanowić się, czy przypadkiem nie odkryłem mojego wewnętrznego impostora. Kiedy został tak ślicznie nakarmiony, że trzyma się mocno do dziś...

Droga czytelniczko, drogi czytelniku, czy uważasz, że powinienem mocniej promować tygodniówkę? Bo może czytasz ją jedynie / aż po znajomości, żeby Witowi przykro nie było... Dlatego pytam wprost - czy powinienem spróbować wyjść z nią na szersze wody?

A jeśli tak, to czy masz pomysł, gdzie powinienem z nią uderzyć? Bo wiesz, szewc bez butów chodzi, a ja mając trochę ze strategią komunikacji digitalowej do czynienia, nie bardzo wiem czy powinienem ani jak powinienem się promować.

To jest ten moment, w którym prawdziwie wytrwałych (a wciąż ciekawych) mogę zachęcić do przeglądnięcia wcześniejszych wydań tygodniówki 😉

Z zupełnie innej beczki

Od jakiegoś czasu jestem zafascynowany tematem subskrypcji. Tego, jak wiele ich jest w naszej rzeczywistości i że możemy się na nie natknąć w absolutnie każdym aspekcie naszego codziennego i niecodziennego (sic!) życia. Dlatego rozwijam serwis Subskrypcje.pl, a na nich staram się, między innymi, zaprezentować rozmaite usługi subskrypcyjne, ale też podpowiedzieć, jakie stosować zasady, aby mądrzej zarządzać swoimi subskrypcjami, aby nas nie zjadły, a kiedy już spróbują, to podpowiadam gdzie można wytropić swoje subskrypcje.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to Top