Raz na czas zdarza mi się sytuacja, kiedy czytając jakąś książkę, wiem na długo przed tym jak skończę ją czytać, że muszę, absolutnie muszę posłać ją dalej. Tak było w przypadku Marsjanina, Finansowego Ninja czy O tyranii. Dziś kolejna taka pozycja, choć z zupełnie innego gatunku i krajobrazu.
Mleko i miód. Pozornie proste, białe wiersze, pisane przez kobietę, o kobiecym postrzeganiu świata, dla innych kobiet. Zwiewne, lekkie, treściwe. Zjawiskowe. Porywające. Nie biorące jeńców.
Do tego się wraca...
Choć książkę miałem w rękach ledwie parę godzin, zdążyłem - w nieustającym zachwycie - przeczytać ją od deski do deski trzy razy i wiem trzy następujące rzeczy.
Po pierwsze, to nie będą ostatnie razy czytania tych wierszy.
Po drugie, będę tę książkę rekomendował i prezentował zdecydowanie zbyt często i zbyt gęsto. Ale to jest absolutnie doskonała rzecz.
Po trzecie… to książka, którą warto mieć w papierze. Mówię to jako zwolennik kindle’a, ale tym razem… tym razem doświadczenie trzymania i wertowania książki jest tak cenne, że istotą jest mieć ją wydaną w papierze.
Każdej czytelniczce gorąco polecam tę pozycję. Z czytelnikami… będę postępował ciut ostrożniej. My samce nie chętnie chcemy okazywać wrażliwość na cudzą intymność, nie bardzo lubimy, kiedy ktoś czyta i spisuje nasze myśli, emocje i obawy.