Po pierwsze, coraz intensywniej doznaję tego, że doba ma jedynie 24h i nie sposób tego faktu w żaden sposób nagiąć. Te 24 godziny trwają każda po 60 minut i to też jest fakt obiektywny. I żebym nie wiem jak się starał, inaczej nie będzie, co oznacza, że istnieje tylko określona liczba czynności, którą w każdą z tych 24 godzin można wsadzić. Co oznacza, że na więcej niż owa czasowa pojemność pozwala, miejsca nie ma, co oznacza, że blog jest zaniedbany... Inna sprawa, zamiast jojczeć mógłbym się sam ze sobią wziąć za bary i ustawić kolejność i wszystko tak, aby ciut jeszcze wcisnąć.. ale jest jak jest, a raczej czasem po prostu nie ma nic...
Po drugie.. to zapewne wstydliwe wyznanie, dopiero niedawno zetknąłem się z Ferdydurke. To znaczy oczywiście w szkole, w liceum, na lekcjach języka polskiego Ferdydurke omawiane było, ja nawet w tym udział brałem, nawet pracę jakąś na ten temat pisałem, co nie znaczy, że samo Ferdydurke czytałem... Błąd okazało się, a raczej okazuje się teraz, że wtedy błędem było nie czytać, bo warte to czytania. Albo przynajmniej wysłuchania. Ja wysłuchałem, a Piotr Fronczewski czytał. Im lepiej on czytał, tym lepiej ja słuchałem i tym bardziej żałowałem, że dopiero teraz wiem, o czym pisał Gombrowicz, a co teraz ja słuchałem co Fronczewski czytał...
Ciężar gatunkowy literatury
I tak mi przyszło do głowy pytanie, czy coś się od czasów Gombrowiczowskich zmieniło? Czy przypadkiem nie jest tak, że jego obserwacje, spostrzeżenia i krytyka nie jest wciąż zasadna? Czy przypadkiem wciąż szkoła nie wtłacza w uczniowskie masy tego, co ma i co powinno ich zachwycać, nie pytając wcale, czy ich to zachywca?
Ktoś kiedyś uznał, że Mickiewicz, Słowacki, Norwid... Że musimy nad poziomy, że musimy Chrystusem być narodów, że musimy walczyć i ginąć, ale walecznie i godnie, bo z honorem i w walce... Że musimy z wrogiem moskalem, że musimy na działo choć nikt nie woła, że musimy... Że dla nas tylko romantyczność, że żadne szkieło i żadne oko, że tylko to co godne może być wielkie i piękne i cenne i zachwycające.. Tylko że... to było w XIX wieku... Może czas jednak spróbować, otworzyć się na to, co niesie przyszłość, miast z uporem babrać się w przeszłości?
Trochęśmy zafałszowani
Nie śmiem twierdzić, że należy historii naszej, tradycji naszej, kultury naszej się wyprzeć. Nie o to chodzi. Ale można by tak... spróbować nieco inaczej... i zamiast tłumaczyć i wbijać do głowy, co kogo zachwycać ma, spytać - czy zachwyca. Kto z Państwa tu obecnych czyta sobie na dobranoc Pana Tadeusza, który przecież zachwyca. Albo Kordiana? Albo Dziady... Kto rozkoszuje się poezją wieszczów, kto szuka znaczeń, aluzji, dygresji? Kto?
Dlaczego wkładać młodzieży do głowy słowa i treści już przebrzmiałe, do których sami nie sięgamy. I to nie tylko na codzień, ale nawet od święta nie zmusi nas, ani nie skłoni nas nic aby ot tak, dla przyjemności poczytać sobie o Gustawie, Gerwazym czy Podkomorzym... Albo - jak ktoś woli coś lekkiego - dlaczego nikt nie sięga po Zemstę, albo Moralność Dulskiej, albo... no dlaczego?
Może dlatego, że nas już zachwycać nie musi. Może dlatego, że jakby kto spytał, to rzecz jasna jesteśmy zachwyceni, bo inaczej nie wypada. Bo wstyd się przyznać, że się nie podoba, nie rozumie, nie porywa...
Z zupełnie innej beczki
Od jakiegoś czasu jestem zafascynowany tematem subskrypcji. Tego, jak wiele ich jest w naszej rzeczywistości i że możemy się na nie natknąć w absolutnie każdym aspekcie naszego codziennego i niecodziennego (sic!) życia. Dlatego rozwijam serwis Subskrypcje.pl, a na nich staram się, między innymi, zaprezentować rozmaite usługi subskrypcyjne, ale też podpowiedzieć, jakie stosować zasady, aby mądrzej zarządzać swoimi subskrypcjami, aby nas nie zjadły, a kiedy już spróbują, to podpowiadam gdzie można wytropić swoje subskrypcje.