Na stadion nie zabrał mnie tata*, nie byłem wychowany na trybunach, nie byłem też zmuszany do kibicowania jednemu z krakowskich klubów przez wcześniej uświadomionych kolegów. Najpierw mecze oglądałem w telewizji, a potem chciałem dowiedzieć się, jak smakuje ten sport oglądany na żywo. To było dawno, ale nawet dziś pamiętam, że z pierwszych meczów nie pamiętam wiele. Tam nie ma powtórek, nie ma zbliżeń, nie ma komentatora. Jest za to żywioł kibiców, są wspólne śpiewy, jest wspólne przeżywanie meczu. Jest pozytywna energia i wielkie emocje jakich trudno doświadczyć gdzie indziej.
Przez ostatnie lata nakłaniałem wielu, aby spróbowali wybrać się na mecz. Przekonywałem, że na stadionie jest bezpiecznie, że wszyskie te podawane przez media informacje są wyolbrzymione i nieadekwatne. Że to już nie te czasy, kiedy kibic oznaczał zadymiarza, że jest... lepiej. Że na stadionie można spotkać i dzieci i kobiety i całe rodziny i że wszyscy tam się bawią. Oczywiście, że idealizowałem. Oczywiście, że nader często ojcowie muszą zasłaniać uszy swych pociech, bo ten i ów postanowił zwyzywać sędziego lub piłkarza przeciwnej drużyny przez kilka pokoleń wstecz. Ale - czy ktoś w to wierzy czy nie - nawet to się zmienia. Coraz mniej jest bluzgów, coraz więcej głośnego dopingu. Oczywiście, są momenty.. ale to już nie jest reguła. Można było tłumaczyć - idzie lepsze. Poza tym, co jak co, ale na stadionie jest bezpiecznie. A raczej nie jest bardziej niebezpiecznie niż w pubie, czy na ulicy.
Dziś wymiękam, odpuszczam. I nie chodzi mi o to, że kibole Legii pogonili się z kibolami Lecha. Bardziej smuci mnie to, że w tym piłkarskim towarzystwie nie ma winnych. Są oskarżycielskie media, są obserwatorzy, organizatorzy, kibice, są też anonimowi uczestnicy, ale nie ma winnych. I nie będzie. Ani dziś, ani jutro. Politycy pochylą się nad tematem póki podgrzewają go media, ale skończy się na samym podgrzewaniu, mądrych minach, surowych spojrzeniach, deklaracjach. Jutro, czy pojutrze, wszystko wróci do "normy". I znowu będzie to samo i tak samo.
Organizator (PZPN) mówi, że nic nie może zrobić. Kluby mówią, że nic nie mogą zrobić. Policja mówi że nic nie może zrobić, kibice mówia, że nic nie moga zrobić, Politycy nic nie mogą zrobić. Nikt nic nie może. A gdyby tak...
PZPN i kluby mogą - mogą zmienić sposób orgazniacji meczów, bo ten którą przyjął obecnie, najwyraźniej się nie sprawdza. Trzeba wymyślić sposób dławienia pożarów w zarodku, a nie czekać aż się rozleją po gorących głowach kibiców. Trzeba wyłapywać i izolować prowodyrów, a nie czekać, aż pociągną za sobą tłum. PZPN musi zacząć o tym myśleć. Musi zacząć wychowywać kibiców - jeśli nie przez eliminację złych, to poprzez wzmacnianie pozytywnych wzorców. A że to nie da efektów dziś, ani jutro, tylko za 5 albo i 10 lat? No tak, ale im później zaczniemy, tym dłużej będziemy na normę czekać.
Swoją drogą, naprawdę karykaturalnie słucha się np. Wawrzyniaka, który przekonuje, że kibice super, cacy, fantastyczni, tylko media beeee. Beeeee... Beeeee....
Policja nie może? Może! Tylko musiałaby kartkować - stosując piłkarską terminologię - wszystkie drobne przekroczenia. Na stadionie i poza nim. A może przede wszystkim poza nim. Czy jest możliwe, aby normalny człowiek wchodząc na stadion, stawał się niebezpiecznym bandytą? Czy naprawdę na trybunach czujemy się bezkarni? A może bezkarni czujemy sie na codzień, a na trybunie to uczucie zostaje wzmocnione emocjami tłumu... Czasem trzeba przykładnie ukarać, ale wtedy trudno pisać prośby, o wpuszczenie ukaranego prowodyra na stadion...
Kibice nic nie mogą zrobić. Kibice, wbrew pozorom, nie są bezmyślną tłuszczą, a mimo to legitymizują działania zadymiarzy. Wszyscy się oburzają - sam to robię - że media szukają wytrychów do naszej świadomości i tworzą "pseudokibiców", "kiboli" czy "chuliganów" zamiast wprost powiedzieć, że to bandyci lub przestępcy. Przestępca, to osoba, która łamie prawo. Stadion piłkarski nie jest wyjęty z pod prawa. Barwy klubowe nie nadają nikomu immunitetu. Kibice muszą pamiętać, że normalnych fanów na meczu jest 95%, a mała grupka robi im pr. Cholernie szkodliwy pr. Mała grupa narzuca swoją wizję świata, a kibice potulnie się na to zgadzają. I kto tu jest społeczeństwem owieczek i baranków?
Politycy... nie, ci naprawdę nic nie mogą. I lepiej, niech nic nie robią.
To jak się będzie mówiło, pisało i myślało o piłce nożnej w Polsce zależy od wszystkich. Piłkarzy, klubów, kibiców, działaczy. I wszyscy powinni zmieniać to, co jest w ich zasięgu i możliwościach, a nie patrzeć po sobie i wmawiać wszystkim, że "na moim odcinku, wszystko cacy. To inni chuje".
Ale cóż. Wczoraj była zadyma, dziś jest news, jutro będzie dyskusja, za kilka dni będzie cisza. Do następnej zadymy. To już lepiej włączyć jakąś normalną ligę w telewizji. Tam przynajmniej w piłkę grają.
*To znaczy na taki poważny stadion, z poważnym meczem. Bo z tatą byliśmy kiedyś oglądać Orły Górskiego, ale to już było oglądanie Tomaszewskiego jakieś 20 kilo poźniej.
Z zupełnie innej beczki
Od jakiegoś czasu jestem zafascynowany tematem subskrypcji. Tego, jak wiele ich jest w naszej rzeczywistości i że możemy się na nie natknąć w absolutnie każdym aspekcie naszego codziennego i niecodziennego (sic!) życia. Dlatego rozwijam serwis Subskrypcje.pl, a na nich staram się, między innymi, zaprezentować rozmaite usługi subskrypcyjne, ale też podpowiedzieć, jakie stosować zasady, aby mądrzej zarządzać swoimi subskrypcjami, aby nas nie zjadły, a kiedy już spróbują, to podpowiadam gdzie można wytropić swoje subskrypcje.