Najpierw Śnieżka, potem BZ WBK, wreszcie Compensa - sponsorzy wycofują się ze wspierania polskiej piłkarskiej reprezentacji! Jeszcze dwa miesiące temu sytuacja wydawała się niemal nieprawdopodobna, ale dziś nic już nie jest takie samo.Dwa miesiące temu, każdy chciał być z PZPN'em, każdy chciał się ogrzać w blasku "naszych chłopaków". Co więc się zmieniło?
Najprościej powiedzieć - wyniki. Przegrane w strasznym stylu eliminacje, w efekcie żenujący sposób rozstania się z niedawno jeszcze wielbionym trenerem oraz zatrudnienie w jego miejsce człowieka, który do nowej roli nie miał chyba żadnych predyspozycji. Ale ten scenariusz przerabiamy przecież nie pierwszy raz. Mieliśmy już trenera bez doświadczenia (Boniek), wyniki najoględniej rzecz ujmująć poniżej krytyki ( Finlandia, Łotwa) i przegrane już na półmetku eliminacje (ME 2004). I co? I nic. Sponsorzy "trwali" przy kadrze.
Może zatem powszechna niechęć wobez PZPNu - od zawsze przecież na stadionach królują przyśpiewki poświęcone Centrali. Opluwani byli działacze, zawsze znalazło się miłe słowo dla Michała Listkiewicza, a wcześniej Mariana Dziurowicza. Bluzgani byli za sędziów, za aferki, za brak wyników i kretyńskie przepisy. I co? I nic... PZPN trwał, a sponsorzy przy nim.
Może zatem afera korupcyjna zbiera wreszcie żniwo. Chociaż.. zważywszy na to ile trwa i jak dalekim łukiem omija reprezentację, raczej nie sposób tego powiązać. PZPNu aferka nie rusza - przecież to sędziowie, działacze, piłkarze, trenerzy a nie my. Sponsorów też nie wzrusza - przecież my sponsorujemy reprezentację, a nie ligowe rozgrywki.
Przy okazji - w uszach brzmią mi słowa znajomego, klubowego speca od marketingu, który przez ostatnie lata regularnie powtarzał, że w Polsce nikt nie chce być kojarzony z futbolem, bo to tylko rozróby, afery i kiepski poziom gry. A mimo to, reprezentacja potrafiła pozyskać wielkich partnerów - bogaty browar, bank, towarzystwo ubezpieczeniowe, operator sieci komórkowej - jakby była zupełnie oderwana od tego, co związane z polską kopaną. Reprezentacja była inna.
Teraz jednak po raz pierwszy kibice przestali być anonimowi i rozproszeni. W krótkim czasie powstały dwie inicjatywy, które mogą przynieść pewien trwały, odmieniający piłkarską rzeczywistość, efekt.
Pierwsza - koniecpzpn.pl - zademonstrowała siłę - nie idziemy na mecz, nie chcemy mieć z tym nic wspólnego. Mieli mnóstwo szczęścia - zniechęcenie społeczeństwa, beznadziejną formę kadrowiczów, nielubianego trenera, lekceważonego rywala i katastrofalną pogodę. Jakby tego było mało, wsparcie mediów - nie ma takiej inicjatywy, która nagłaśniana przez TVP, TVN, POLSAT, radia, prasę i internet nie zdobędzie sympatyków. Pierwsza akcja była spontaniczna, druga - Akcja ZNICZ - już ani tak błyskotliwa, ani tak nośna nie jest. Koniecpzpn.pl zademonstrował ogromną wolę zmian. Ale na tej pokazówce się chyba skończy.
Druga - fifauefa.pl - to inna koncepcja. Ktoś świadom tego, że nie warto szukać rozwiązań siłowych, uznał że skoro nie może przekonać pracownika, trzeba przekonać pracodawcę. Zwierzchnikiem, a zarazem dotychczasowym obrońcą PZPN jest UEFA. Doskonały straszak na polityków - nie ruszajcie naszej organizacji, bo nie zobaczycie swoich drużyn w pucharach, nie będziecie organizować mistrzostw, a Wasza reprezentacja dozna takich klęsk, przy których plagi egipskie to były krewne pana pikusia. Fifauefa.pl postanowiła zadziałać inaczej. Prosząc o księgę życzeń i zażaleń postanowiła otworzyć oczy Platiniemu i spółce. Nie da się? A tego już nie jestem taki pewien. W ciągu 24 godzin udało się zdobyć 90 tysięcy podpisów, to robi wrażenie. A piłka nożna jest wszakże dla kibiców...
W tej sytuacji, nie dziwię się sponsorom, zwłaszcza tym, o słabszych nerwach. Zresztą każda organizacja w sytuacji kryzysowej stara się zrobić jedno - odciąć od sprawy i głośno krzyczeć "to nie my". Dokładnie tak, jak każdy piłkarz po nieudanym wślizgu. Na razie, od PZPN odcięli się mniejsi sponsorzy, reszta ma pewnie 'myślenice'. Wyjść i mieć spokój, w tych okolicznościach przyrody kibice zrozumieją. A może zostać, przetrwać i zyskać... w końcu PZPN będzie nas lepiej traktował, jeśli w czasie sztormu nie zostawimy ich samych... A jak odejdziemy i będziemy chcieli wrócić po tym jak przetrwają tą burzę, to pewnie bedziemy współpracować na zupełnie innych warunkach... Więc są tworzone kalkulacje, są koncepcje współpracy z buntownikami (tak tak, z koniecpzpn.pl kontaktowali się już nawet sponsorzy reprezentacji!) i obliczane są strategie dalszego działania.
A PZPN... jak struś - milczy, schował głowę, wystawił tyłek i czeka na kolejne razy. Wystawił jeszcze rzecznika, który zamiast sytuację opanować, albo przynajmniej tego próbować, dorzuca do pieca, obrażając wszystkich wokół. Jego nic nie interesuje, on jest od tego, żeby walić na oślep. Jeszcze chwilę zaczekamy i sam sobie założy nelsona, albo sam się znokautuje.
Zapewne, gdyby PZPNowi ktoś podpowiadał, sugerowałby kontratak. Wykorzystanie swojej ogromnej siły - Euro, które będzie doskonałym podium prezentacji sponsorów. Pozyskanie, nawet na nieco słabszych niż planowane warunkach, sponsora, który zatrzyma lawinę odejść. Na razie są to dopiero trzy małe kamyczki... Ale czasem to wystarcza, by pogrążyć nawet większych.
Można PZPNowi zasugerować działania w stylu Tuska - odważne show, pożegnanie tych, którzy są nadmiernym balastem, rzucenie na pożarcie tłumom głów, których tłum rząda, tak aby zaspokoić żądzę krwi, wskazać winnych nieporozumień i ogłosić sukces, jakim jest postępująca odnowa w związku. Obiecać przejrzystość, której i tak nikt nie zweryfikuje, obiecać szkolenia i rozwój młodzieży - który przecież musi trwać. Trzeba sobie kupić czas, przetrwać do Mistrzostw, przecież wszystkim nam zależy na tym, aby dobrze się pokazać przed całą Europą, a tylko my możemy Polskę reprezentować w Centrali, tylko my tam znamy ludzi, tylko my mamy wydeptane ścieżki...
No ale ktoś by musiał im podpowiadać. A oni przecież sami wiedzą lepiej. Są mądrzejsi niż cała banda konsultantów. Lepiej schować się w kamienicy, wystawić do boju bohaterskiego słowotwórcę i czekać na cud. Może o nas zapomną.
Z zupełnie innej beczki
Od jakiegoś czasu jestem zafascynowany tematem subskrypcji. Tego, jak wiele ich jest w naszej rzeczywistości i że możemy się na nie natknąć w absolutnie każdym aspekcie naszego codziennego i niecodziennego (sic!) życia. Dlatego rozwijam serwis Subskrypcje.pl, a na nich staram się, między innymi, zaprezentować rozmaite usługi subskrypcyjne, ale też podpowiedzieć, jakie stosować zasady, aby mądrzej zarządzać swoimi subskrypcjami, aby nas nie zjadły, a kiedy już spróbują, to podpowiadam gdzie można wytropić swoje subskrypcje.