Ponieważ nie masz czasu na czytanie długich tekstów w Internecie, spróbuję ująć w jednym zdaniu „o co chodzi” (a) i „czego od Ciebie chcę” (b). To czy będziesz czytać dalej, zależy już tylko od Ciebie;-). W jednym zdaniu brzmi to tak:

Z końcem września kończę pracę w Tesco (a) i w związku z tym chciałbym Cię prosić o pomoc (b).

Tyle zmieściłem w jednym zdaniu 😉 Natomiast to chyba niewiele wyjaśnia, zatem rozwinę.

Tego wpisu możesz odsłuchać, bo autor lubi się bawić w radio

Niecodzienny.net - na głos
Niecodzienny.net - na głos
Na głos: Egzamin w szkole latania
/

(a) Po ponad sześciu latach pracy w zespole marketingu Tesco uznałem, że czas na mnie. Że przestałem się rozwijać, przestałem mieć wpływ na to, na co wpływ chcę mieć i przestaję dawać z siebie tyle, ile chciałbym. Nie było też perspektyw na zmianę tego stanu rzeczy. Ktoś może powiedzieć, że jej nie dostrzegałem, ale ja wiem, że przez długi czas próbowałem o to walczyć, tłumaczyć. W związku z tym uznałem, że utrzymywanie (dość wygodnego mimo wszystko) status quo na dłuższą metę nic nie daje (poza wygodnym komfortem) i złożyłem wypowiedzenie.

To nie było łatwe, choćby dlatego, że wciąż uważam Tesco za fajne miejsce pracy, gdzie jest przestrzeń do współpracy ze świetnymi ludźmi. Firma ma potencjał, aby grać większą rolę na rynku (tak w aspekcie handlowym, jak i bliższym mi - komunikacyjnym). Równocześnie, odnoszę wrażenie, zupełnie nie umie tego potencjału wykorzystać. Dlatego też w moich oczach, "wyczerpała się nam formuła współpracy". Love ten żargon 😉

(b) O jaką pomoc Cię proszę? Nie przychodzę po pożyczkę;-). Jeszcze. Jestem szalony, ale nie zwariowałem do końca (o tym będzie słówko). Szaleństwo polega na tym, że z pełną świadomością nie przechodzę "z marszu" do innej firmy. Zachowując jednak trochę rozsądku - chcę nowy projekt, nową pracę niedługo znaleźć. I właśnie z tym się do Ciebie zwracam - proszę, bądź moimi oczami, uszami i forpocztą😉

Twój Internet i mój Internet to dwa różne Internety, tyczy się to także Twojej codzienności i tego, jakie informacje do Ciebie docierają. To oznacza, że możesz zetknąć się z kimś, kto będzie szukał człowieka o moim profilu, a wtedy… wiesz, szepnij słówko. A w zasadzie dwa słówka. Jedno mi, a jedno temu człowiekowi:) Bądź swatką. Nie przychodzi Ci do głowy nikt taki? Spokojnie, pamiętaj znasz ludzi, którzy znają ludzi:)

Jest jeszcze (c) czyli małe trudności. Bo musisz wiedzieć, że jestem na etapie, w którym trochę siebie kwestionuję (powinienem powiedzieć redefiniuję) ale bardziej wymyślam siebie na nowo. Oznacza to, że nie mam jasno sprecyzowanego celu (co byłoby pomocne jak cholera), ale wiem, czego szukam i wiem, z czym mi bardziej po drodze. Nie mam wymarzonego pracodawcy, ale wiem, czego chcę od swojego zajęcia.

To jest lista życzeń, którą mogę wyśmiać za kilkanaście tygodni jako przesadnie życzeniową. Tylko jaka u licha ciężkiego powinna być lista życzeń, hę?

Moja zawodowa lista życzeń:

  • Dobrze się sprawdzam w komunikacji o dużym zasięgu - robiłem to na Wiśle (i jako kibic i jako pracownik), robiłem to także w Tesco.
  • Chcę mieć możliwość wymyślać i szukać nowych pomysłów na zaskoczenie ludzi. Nie oznacza to, że muszę to robić sam i osobiście. Chcę móc to robić z pomocą innych (i mieć w tym swój udział). Parę razy już mi się to udało. Takie były relacje live czy filmy, które robiliśmy w biurze prasowym na Wiśle, takie też były aplikacje, materiały wideo czy akcje z inlfuencerami realizowane w Tesco.
  • Wiem, że komunikacja i Internet mnie kręci. Lubię ten dreszczyk który pojawia się przy "zaraz odpalimy coś super". Jestem od niego uzależniony i jestem na głodzie.
  • Lubie Internet za to, że wciąż trzeba kombinować na nowo i że od razu masz feedback. Równocześnie, wiem, że powoli czas wyjść z Internetu na szersze pola i… nieskromnie powiem, to już chyba ten czas. Nawet nie dlatego, że ja się zrobiłem super mocny (jestem na najlepszej drodze), ale dlatego, że Internet jest już wszędzie i zaraz wszystko i wszystkich zje. Ludzie „z internetów” będą kumali lepiej to, co się rozleje na wszystkie inne kanały (pomijając to, że współczesnej komunikacji i świata nie kuma nikt).
  • Chcę znowu być najgłupszy w pokoju. Chcę mieć oczy jak pięć złotych i uczyć się od lepszych od siebie.

Zwróć proszę uwagę także na to, czego tu nie ma. W żaden sposób nie ograniczam się miejscem, w którym chcę i będę pracować.

Jeśli zechcesz mi pomóc, mogą Ci się przydać:

Moja wizytówka » | Profil na Linkedin » | polskie CV » | angielskie CV »

Liczę na Ciebie. Bądź moimi oczami, uszami, forpocztą. Pomóż mi przekazać dalej informację, że jestem "do zagospodarowania". Dla życzliwego znalazcy znajdzie się nagroda (nie tylko uścisk dłoni prezesa:) );

W tym miejscu możesz zakończyć lekturę, bo wszystko, co najważniejsze już wiesz. Dalej wyjaśniam, jak doszedłem do tego miejsca.

Więc jaka jest moja historia?

Kiedy kilka miesięcy temu poprosiłem znajomego o pomoc w określeniu jak powinienem się odnaleźć na rynku pracy, powiedział mi krótko.

Musisz skoczyć. Najlepiej już. A potem zderzysz się z rzeczywistością, przewietrzysz umysł i przekonasz, kto Cię złapie i co z tego wyniknie. Ale teraz się nie oglądaj, nikt Cię nie zepchnie. Musisz sam. Skacz!

Łatwo mu było to powiedzieć. Potem próbował mnie nie tyle zrzucić, ile zachęcić do tego, abym się wreszcie puścił, obiecując że złapie. Nie uwierzyłem. Nie w to, że mnie złapie. W to, że mogę skoczyć. Że mogę w miarę bezpiecznie wylądować. Pokusa do skoku jasne była, ale… uznałem, że na razie wolę mieć stały grunt pod nogami. Tak było kilka miesięcy temu. A teraz...

Ja jestem gdzieś mniej więcej koło 1:35 😉

Dojrzewanie do decyzji

Decyzja o złożeniu papierów to nie było działanie impulsowe. Po głowie krążyła czas jakiś, nawet na początku stycznia pojawiła się wizja "zrobię to w maju, w szóstą rocznicę mojego zatrudnienia". Już wtedy zacząłem się do niej uśmiechać, ale poza uśmiechem nic się nie działo. Do czasu. Spóźniłem się o miesiąc. Coś normalnie mam nie tak z terminami.

Najwyraźniej musiałem dojrzeć. Dawałem sobie kolejne szanse, jakbym próbował się przekonać, czy w tym dobrze sobie znanym otoczeniu znajdę jednak miejsce dla siebie. Swój kącik. Jak widać na moim przykładzie, nie należy lekceważyć siły przyciągania strefy komfortu.

Jednym z momentów, które pomogły mi otworzyć oczy, był wyjazd do Pragi, gdzie nagle znalazłem się w otoczeniu fajnych ludzi robiących fajne rzeczy, tylko że... To było miejsce, w którym niekoniecznie chciałem być, z ludźmi, z którymi niekoniecznie chciałem spędzać czas, robiąc rzeczy, w które nie bardzo wierzyłem (a których nie mogłem zmienić).

Co gorsza, to były rzeczy, które już znałem i wcześniej realizowałem, a które dla "otoczenia" były nowe. Dla nich były okazją do nauki i wszyscy byli przekonani, że robią coś wow, że odkrywają świat.

Nie odkrywali. A ja się nie uczyłem.

Pamiętam też słowa szefa, który powiedział: "Wit, firma w której pracujemy zmieniła się radykalnie. Albo to zaakceptujesz, albo zmień pracę, bo firmy nie zmienisz, nie łudź się."; Zacząłem to rozumieć.

Mniej więcej w tym czasie zacząłem wcześniej wstawać i więcej pisać. Na dłuższą metę to nie wystarczyło i strefa komfortu przestała być... Wystarczająco komfortowa?

Kiedy komfort nie wystarcza

Ludzie rozsądni, doświadczeni, przewidujący robią to inaczej, zapewne mądrzej. Mając pracę szukają nowej, znajdują ją i przechodzą płynnie z firmy do firmy lub z działalności do działalności.Ja to szanuję, ja to podziwiam, ja nie potrafiłem. Do tego stopnia nie potrafiłem, że nawet chciałem porzucić to swoje wewnętrzne fuj ze względu na niebagatelne ryzyko porażki i roztrzaskania się o grunt.

W życiu podobno chodzi o to, aby gromadzić wiedzę, doświadczenia, umiejętności i wspomnienia. Czytamy więc książki, chodzimy na mądre wykłady mądrych ludzi, poznajemy co ciekawego mają do powiedzenia blogerzy, co tam piszczy na Twitterze, poznajemy ludzi, których uznajemy za wartych poznania. Bo wszystko się może przydać.

Przy czym z wiedzą, jak z każdym innym majątkiem, jest tak, że

  • Nigdy nie wiadomo, kiedy się przyda,
  • Raczej nigdy nie wiadomo ile jej będzie potrzebne
  • Raczej nigdy nie ma się jej za dużo (choć warto brać na to poprawkę)
  • A to ile jest warta okazuje się dopiero, kiedy człowiek musi z niej skorzystać

Jeśli czytaliście kiedyś o zarządzaniu swoim budżetem domowym, zapewne spotkaliście się z podpowiedzią, że trzeba dążyć do niezależności. Planować swoje finanse tak, aby w każdej chwili móc powiedzieć - nie, dziękuję, to nie dla mnie. Co prawda powiedzieć to można zawsze, ale niezależność finansowa polega na tym, że ta decyzja nie powoduje trzęsienia ziemi w domu. Nie stanowi dla niego zagrożenia. Przynajmniej na krótką metę. Przynajmniej do czasu znalezienia nowego źródła pieniędzy.

Mając to na uwadze, popatrzyłem na siebie i na nasz dom. Popatrzyłem na nasze miesięczne koszty, na zgromadzone zasoby. Popatrzyłem na jak długo środków starczy, aby czuć się bezpiecznie. Poprawka. Na jak długo wydaje mi się że starczy środków i wciąż będę czuć się bezpiecznie (a to, co właściwe bezpieczeństwo gwarantuje nie zostanie naruszone). I czy przez ten założony czas znajdę nowe, dochodowe zajęcie. Ostatnia myśl, przed skonfrontowaniem i przegadaniem tego w domu brzmiała - jak byś się zachował kilka lat temu i czy przypadkiem teraz nie jest ostatni moment, aby się na taką akcję zdecydować?

Dzięki wsparciu w domu i wierze najbliższych, że wiem co robię (nie, nie do końca…) zdecydowałem się powiedzieć „sprawdzam”. Teraz zaczyna się czas weryfikacji. Znam warunki brzegowe. Wiem, co umiem, ile potrafię, ile jestem wart. Wiem, ile daję sobie czasu.

Znak czasów i testowanie siły sieci znajomych (zwłaszcza tych słabo powiązanych)

Podobno obecnie pracy nie szuka się już przeglądając ogłoszenia w gazecie (rozumiem), podobno coraz mniejsze znaczenie ma CV (cholera, to nie moje CV jest problemem.. to można było łatwo rozwiązać). Podobno trzeba oszukać automaty i być aktywnym w sieci. Bo wiecie, w sieci są ludzie, a przez ludzi dociera się do innych ludzi. Na całe szczęście, ja nie muszę dotrzeć do wszystkich ludzi. Chcę, także z Twoją pomocą, dotrzeć do człowieka, który zmierzy mnie wzrokiem i poczuje, że zawodowo nam jest po drodze.

Kiedy ostatnim razem szukałem pracy, nie robiłem tego w ten sposób. Co się od tamtej pory zmieniło? Wiele. Internet jest inny, jest nie tylko ciekawym dodatkiem do codzienności, ale głównym kanałem komunikacji. Skraca dystans. Daje możliwości. Trzeba po nie sięgać.

Druga rzecz jest taka, że ja jestem trochę starszy i znajomych mam więcej. Przez ostatnie 6 lat realizując rozmaite projekty, małe i duże, miałem okazję spotkać niezwykle mądrych ludzi. Teraz pozwalam sobie zaciągnąć u Was jeszcze jeden dług zaufania. Uwierzcie we mnie, pamiętajcie o mnie, pomóżcie mi.

Nie próbuję dzielić się z nikim choćby odrobiną odpowiedzialności za moją decyzję, ale to jak szybko mój szalony projekt się powiedzie zależy także od tego, czy drogi czytelniku poczujesz, że kiedy sprawdzam siłę sieci, to sprawdzam także Twoją siłę. Wiem, że masz moc. Proszę o jej odrobinę;-)

Co ciekawe, to gdzie dotrę ze swoim wpisem w dużej mierze zależy od tych, z którymi powiązany jestem słabiej. Tak mówi kolejna teoria. Bo bliscy znajomi i bliskie relacje to bardzo mocne relacje, ale często o ograniczonym zasięgu. Słabe więzy, pozwalają dotrzeć do środowisk, z którymi inaczej nie miałbym szans się skomunikować.

Mówiąc prościej - jeśli czytasz ten artykuł, jesteś w mojej sieci (złapana! złapany!). Jeśli jesteś w mojej sieci, możesz mi pomóc. Z góry dziękuję.

Tu przeczytasz więcej o słabych więzach w poszukiwaniu pracy

The in-between moments*

W każdym razie, co teraz? Teraz muszę mniej gadać i więcej robić. I choć lubię gadać, dobrze przejść od słów, do czynów.Trzeba się ogarnąć. Równocześnie musiałem się chyba wypisać, wyjaśnić. Od tego zacząć nowy rozdział.

Po co Ci to wszystko opowiadam? Bo chcę być dobrze zrozumiany. Nie jestem w trybie paniki, nie szukam też idealnej pracy (bo nie wiem jaka ona miałaby być), nie szukam też każdej pracy (jeszcze - zobaczymy, jak świat się zmieni za kilka, kilkanaście tygodni). Śmiem twierdzić, że niemało umiem i miałem wpływ na realizację wielu fajnych projektów.

Mam apetyt na więcej, a miejsce w którym byłem, przestało mi to umożliwiać. Potrzebna mi była zmiana. Ciebie proszę o to, abyś miała / miał na uwadze, że szukam nowych projektów. I dał mi znać, jeśli wiesz, że ktoś potrzebuje ludzi, o moim profilu.

Odkąd podjąłem tę swoją całkowicie nieodpowiedzialną decyzję, od bliskich i dalszych znajomych otrzymuję dużo ciepłych słów otuchy, ale przez niedowierzanie, które widzę w spojrzeniach, przebija się chyba także ciekawość, czy mi się uda. Bo jeśli Witowi się uda, to może…

A jeśli Witowi się nie uda... (tfu, tfu, odpukać w niemalowane) to pamiętajmy, że "bad decison make good stories" - będę miał o czym pisać 😉 Więc jeśli jesteś ciekawa / ciekaw tego, jak sytuacja się będzie rozwijać - odwiedzaj na niecodziennego, (choćby na FB) będę robił niecodzienne aktualizację;)

Jeśli przychodzi Ci do głowy coś, czego powinienem spróbować, coś, czego nie widzę lub coś co może mnie podtrzymać na duchu - daj proszę znać w komentarzu pod wpisem. I nie wahaj się słać go dalej.

* ależ [ta reklama](https://fb.watch/7szOp5CjO-/) mi robi dobrze...

Ilustracją wpisu jest fragment okładki genialnego komiksu Janusza Christy o Kajku i Kokoszu.

Z zupełnie innej beczki

Od jakiegoś czasu jestem zafascynowany tematem subskrypcji. Tego, jak wiele ich jest w naszej rzeczywistości i że możemy się na nie natknąć w absolutnie każdym aspekcie naszego codziennego i niecodziennego (sic!) życia. Dlatego rozwijam serwis Subskrypcje.pl, a na nich staram się, między innymi, zaprezentować rozmaite usługi subskrypcyjne, ale też podpowiedzieć, jakie stosować zasady, aby mądrzej zarządzać swoimi subskrypcjami, aby nas nie zjadły, a kiedy już spróbują, to podpowiadam gdzie można wytropić swoje subskrypcje.

5 thoughts on “Egzamin w szkole latania

  1. Odważna decyzja. Podziwiam i szanuję. Postaram się pomóc.
    PS Tesco Technology otwiera swój oddział w Krakowie. To zupełnie inna bajka niż CE. Może warto?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to Top