Kto by pomyślał – tzn. ten kto mnie zna, pewnie się tego spodziewał – że tak szybko zdarzy mi się terminowa wpadka. No cóż, trzeba posypać głowę popiołem, „na klatę” przyjąć ten słuszny prztyczek, spróbować się wytłumaczyć i – o ile to możliwe – jechać dalej z koksem..
W sobotę dopadła mnie pustka. Może to była kwestia piątkowego zmęczenia, albo nadchodzącej niedzielnej euforii, tak czy inaczej tematu do pisania nie było. Ciśnienie złe, pogoda zła, nastrój – cudowno-paskudny. Ciekawe połączenie… Piątek był fajny, bo w świetnym towarzystwie, niezłym filmie i niczego w piątek nie brakowało. A paskudnym dlatego, że piątek mimo wszystko trochę zmęczył. Tak czy inaczej, w sobotę nie miałem nic do napisania. A ponieważ czasem lepiej milczeć niż bzdurzyć, to sobotę przemilczałem ( w tym miejscu złośliwcy spytają, czemu nie milczę cały czas, skoro do powiedzenia mam nie wiele… cóż, tą uwagę przemilczę z kolei ja…).
Niedziela… W niedzielę były dwa tematy i jedna wymówka. Temat pierwszy – WOŚP… Tylko co można pisać o WOŚPie.. że super, że brawo, że trzymamy kciuki i róbta co chceta byle szło… Że się zmienia – i z dużej ilości wolontariuszy mamy dziesiątki innych form zbierania najprzyjemniejszego haraczu pod słońcem. Zamiast dawać do puszki możemy licytować, sms’ować, przelewać – mamy sposób na to, aby do akcji się przyłączyć i to jest cenne. Że nam się chce… Jestem pod wielkim wrażeniem tego, że to paliwo się nie wyczerpuje, ale też mam nadzieję, ze na przekór moim przewidywaniom, jeszcze wiele wody w Wiśle upłynie zanim Orkiestra przestanie grać. Niech gra do końca świata i o jeden dzień dłużej. Taki nasz mały fenomen.
Temat drugi – wybory rad dzielnic w Krakowie. A to ci numer, ktoś o tym pamiętał? Ktoś poszedł głosować? Poszedł. Prawie co 9ty z nas.. Wow.. szacun.. biorąc pod uwagę, że rady dzielnicy są nam najbliższe – tzn mamy najbliżej, aby takiemu radnemu wyłożyć co by mógł w naszej dzielnicy zrobić – to cholernie wysoko cenimy politykę lokalną. Przy frekwencji 12.74%, to liczby oddanych głosów w wyborach prezydenckich albo parlamentarnych robią porażające wrażenie. Nam się po prostu nie chce bawić w demokrację.
Wymówka – no bo.. panie, panowie.. wiewiórki były w parku i nie potrafiłem się powstrzymać… Nie, nie jadam wiewiórek, jedynie od czasu do czasu na wiewiórki poluję. Cyfrowo. Czy z efektami? A to już nie mnie należy pytać… Efekty można zobaczyć tu.
A już po tym, jak się wytłumaczyłem czas na coś bieżącego… Co prawda jeszcze nie mam pointy, ale może nie wszystko trzeba pointować… Scenka zaobserwowana dziś – dwie dziewczynki, zapewne siostry – wracały po szkole do domu. Starsza miała lat ~11ście, druga pewnie koło 7dmiu – znaczy się dziewczynki bardzo jeszcze młode. I ta starsza wykładała tonem niemal profesorskim, że:
Angielski musisz znać. To konieczność. Absolutność. Musisz się uczyć. Musisz być dwujęzyczna. Bez tego ani rusz…
Well… zapewne mnie to nie powinno dziwić, a jednak zaskoczyło mnie to. Pomijając że to słuszne postawienie sprawy, to nie spodziewałbym się takiej determinacji i tak wyraźnie postawionych oczekiwań przez 11sto latkę… Może jednak to nasze przyszłe pokolenie nie jest całkiem stracone… Może jednak będzie kto miał płacić zaciągnięte przez nasz rząd długi…